
Zauroczeni prezesem
Jerzemu Żyżyńskiemu na studiach podobała się Zyta Gilowska. Chociaż nie zostali parą, połączyło ich uczucie do Jarosława Kaczyńskiego
Kiedy Prawo i Sprawiedliwość doszło do władzy, nieprzychylne media przyprawiły mu łatkę partii antyinteligenckiej. – To bolało Jarosława – wspomina polityk PiS, od kilku lat blisko prezesa. – Ktoś, kto wychował się w atmosferze naukowego Żoliborza, potrzebuje kontaktu z ludźmi reprezentującymi podobny typ przygotowania kulturowego – mówi prof. Radosław Zenderowski, dyrektor Instytutu Politologii UKSW. – Słabość Kaczyńskiego do profesorów wynika z etosu polskiego inteligenta.
Dlatego na intelektualistów, którzy ciepło wyrażali się o PiS, Jarosław Kaczyński spoglądał z zainteresowaniem. Nawet jeśli nie byli profesorami. Tak jak Marek Migalski, doktor politologii z Katowic – najpierw chwalił prezesa w mediach, później został posłem do Parlamentu Europejskiego, a na końcu napisał list ze słynnym zdaniem: „Bez Pana nie przetrwamy, z Panem nie wygramy". Dziś jest już poza PiS. W ubiegłym roku Migalski za własne pieniądze wydał książeczkę zatytułowaną „Jarosław Kaczyński – portret impresyjny". Nie oszczędzał w niej byłego politycznego protektora. Rozczarowanie Migalskim nie zraziło jednak Kaczyńskiego. Przed kolejnymi wyborami znowu sięgnął po kandydatów ze środowisk uniwersyteckich.
PiS and love
Profesor Jerzy Żyżyński został posłem PiS w 2011 r. Jest zwolennikiem wysokich podatków. – Uważam, że najbogatsi powinni płacić 50 proc. – mówi Żyżyński. Profesor Zyta Gilowska była ministrem finansów w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Obniżyła stawki PIT do 18 i 32 proc. Jej krytycy twierdzą, że tylnymi drzwiami wprowadziła podatek liniowy, bo zaledwie kilkaset tysięcy Polaków wchodzi w drugi próg.
Żyżyński i Gilowska są rówieśnikami. Studiowali ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim. Byli w tej samej grupie, razem chodzili na seminarium magisterskie. – Zyta bardzo mi się podobała. Ładna, urocza, żywa. Niestety, nie było między nami chemii. Do dziś jednak ją lubię – wspomina prof. Żyżyński. Pytana o zaloty kolegi ze studiów Gilowska się uśmiecha.
– Miło mi słyszeć, chociaż niespecjalnie to zauważałam. Byłam już wtedy zakochana w moim przyszłym mężu – opowiada. Chociaż nie zostali parą, połączyło ich uczucie. Polityczna miłość do Jarosława Kaczyńskiego – także z rocznika 1949.
Gilowska po burzliwym rozstaniu z Platformą wybrała polityczną samotność na Lubelszczyźnie. Wróciła w 2006 r., bo poprosił ją o to prezes PiS. Weszła do rządu Marcinkiewicza, a po przerwie na proces lustracyjny znowu znalazła się w resorcie finansów, gdy premierem był już Jarosław Kaczyński. W 2007 r. otwierała poznańską listę PiS. Uzyskała fatalny wynik, a przy okazji sprawiła, że miejsce w Sejmie stracił Filip Libicki (dziś senator Platformy zaciekle atakujący dawną partię). Cztery lata później prof. Żyżyński wyruszył w podróż do Opola. Z woli prezesa startował do Sejmu z pierwszego miejsca.
– Kiedy do nas przyjechał, niewiele wiedział o regionie – mówi opolski dziennikarz, piszący o polityce w lokalnej gazecie. – Przyzwyczailiśmy się jednak do spadochronów. Cztery lata wcześniej tak samo było z Leną Cichocką, która pod koniec kadencji uciekła do PJN.
Zauroczenie prezesem PiS to jedyny wspólny mianownik w poglądach Żyżyńskiego i Gilowskiej. Poza tym dzieli ich wszystko. – Ten, kto płaci wysokie podatki, udowadnia wysoki status. Dużo zarabiam, dużo płacę – z pasją opowiada Żyżyński. – Czy jednak prezes PiS myśli podobnie? – prowokuję profesora. – Przecież wziął do rządu Zytę Gilowską, która już w Platformie uchodziła za gospodarczego liberała. Poseł PiS w odpowiedzi ciężko wzdycha. A Gilowska, gdy pytam ją o to samo, odpowiada ostro: – Stanowczo oponuję przeciw nazywaniu mnie liberałem. Ideowo zadeklarowałam się tylko raz, jako zwolennik ordoliberalizmu Ludwiga Erharda.
Do Kuźniara: słuchaj, studencie!