Miasto Boskiej Światłości
W Waranasi śmierć jest czymś powszednim, jest na wyciągnięcie ręki. Z odmętów brunatnego Gangesu nie czuć woni spalenizny, smrodu. Wiatr znad rzeki owiewa twarz lekko mdłym, duszącym dymem
Pierwszy pobyt w Waranasi jest szokiem. Nawet jeśli jest się oswojonym z Indiami, to miasto oślepia kolorami, odurza zapachami, poraża wszystkie zmysły. Fascynuje magią, tajemniczością, egzotyką, brakiem dyskrecji. Nad świętą rzeką toczy się życie. Pielgrzymi modlą się, medytują, piorą, kąpią się. Słychać chrzęst palonych kości, widać szczątki skremowanych ciał. W hospicjum można porozmawiać z umierającym biedakiem. Tutaj ludzie czekają na śmierć.
Teatr życia i śmierci
Najświętsze z siedmiu świętych miast Indii. Kiedyś zwane Kashi (Miasto Życia) i Benares. Wyznawcy hinduizmu przynajmniej raz w życiu powinni je odwiedzić. Kąpiel w Gangesie oczyszcza z grzechów. Pielgrzymi przyjeżdżają tu, by w świętej rzece dokonać ablucji i skremować ciała najbliższych. Nie brakuje zachodnich turystów, którzy przybywszy tu raz, życzą sobie spalenia po śmierci zgodnie z hinduskimi rytuałami. Tylko tutaj śmierć daje największą szansę na mokszę (zbawienie, wybawienie z cyklu życia i śmierci). Zmarły osiąga nirwanę, co znaczy, że skończyła się tułaczka jego duszy.
Wchodząc na główny dworzec kolejowy w Waranasi, ma się wrażenie, że przekracza się bramy piekła. Takiego zagęszczenia półnagich żebraków, umierających bezdomnych, chorych na trąd z odchodzącymi kawałkami skóry, wychudzonych, brudnych kobiet z dziećmi, popalających skręty tanich narkotyków nie spotyka się na subkontynencie. Wachlarz setek wyciągniętych kościstych rąk osacza, przytłacza. Błaganie o jałmużnę jest jak zbiorowa mantra umierających.
Znalezienie przyzwoitego guest house'u (pensjonatu) wzdłuż ghatów – długich, szerokich schodów wpadających do Gangesu – graniczy z cudem. Wzdłuż rzeki odbywają się kremacje. Z okien położonych wysoko obskurnych noclegowni można obserwować ceremonie. Hotele o wysokim standardzie, z basenami, mieszczą się z dala od tętniącego zgiełkiem starego miasta, będącego jedynym takim na globie teatrem życia i śmierci. W ekskluzywnych hotelach zatrzymują się na jedną noc lub dwie bogaci, wycieczkowi turyści. Nocne bary są bogato zaopatrzone w najlepsze trunki świata. Podróżnicy szukają spokojnych, kameralnych hosteli zlokalizowanych tuż przy ghatach. Z racji sąsiedztwa z najświętszym miejscem w Indiach obowiązuje w nich prohibicja.
Sacrum i profanum
Wszędzie osacza gęste, wilgotne powietrze. Ubranie lepi się do ciała, przesiąka potem zmieszanym z miejskimi zapachami – moczu, krowiego łajna, kadzideł. Rikszarz z niebiańską cierpliwością przedziera się przez labirynt zatłoczonych, niewiarygodnie wąskich uliczek. Nie widać aut na ulicach starego miasta. Nie ma dla nich miejsca. Motoriksze, roweroriksze, motory ocierają się o siebie, rozpędzony tłum ludzi i zwierzęta. Przy głównej ulicy wyrasta śmietnik. Wielka stożkowata bryła zawiera wszystko, czego mieszkańcy się pozbyli, co przypłynęło w strugach ulewnych deszczów. Święte krowy powoli i cierpliwie wyszukują resztki jedzenia. Wśród śmieci leżą szczątki zdechłych lub zabitych zwierząt – świń, psów, kotów. Twarz odruchowo odwraca się w przeciwnym kierunku, ręka zasłania nos i usta.
Kierowca zna wszystkie hotele zlokalizowane wzdłuż brzegu Gangesu. – Tu nie radzę się zatrzymywać – mówi, podjeżdżając w koszmarne, odrażające miejsca. – To dzielnica muzułmańska, bywa niebezpiecznie.
Nawet w świetle dnia strach zagląda w oczy.
O zmierzchu, często pozbawionym elektryczności, poruszanie się w tej części miasta byłoby szaleństwem. Pewnie tylko w muzułmańskiej burce kobieta z innej części świata byłaby niezauważalna. Nie ma tu turystów.
Nie bez powodu podróżnicy upodobali sobie Singh Guest House z zadbanym ogrodem, otoczony wysokim murem. Stąd już tylko parę kroków do głównej ulicy i kilku z 80 ghatów. Sympatyczny menedżer rozmawia z każdym gościem, proponuje wycieczkę łodzią po Gangesie (oczywiście w konkurencyjnej cenie), taksówką po mieście i okolicach oraz inne atrakcje. Ostrzega też, zwłaszcza samotnie podróżujące kobiety: – Wieczorem jest niebezpiecznie. Lepiej nie poruszać się po mieście po 20.