Aktorzy i pacynki
Wywiad z Bogdanem Święczkowskim, prokuratorem w stanie spoczynku, byłym szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego
Polskie tajne służby próbują z tym walczyć?
Skoro państwo jest słabe, to i służby są słabe. One stanowią przecież jego istotny element. Sprawdzianem jakości służb jest sposób zabezpieczania interesów państwa. Jeśli ich kierownictwo daje sygnał, że w pewne sfery życia nie wchodzimy, bo to może okazać się niekorzystne, to oznacza ich wielką słabość. W latach 2006–2007 przeprowadzono wiele reform. Zmieniono struktury organizacyjne, przyjęto młodych, zdolnych ludzi. Ale później zaczął się okres zamrażania, a nawet odwrotu od procesu fundamentalnych zmian. Z tego, co wiem, wróciło wielu funkcjonariuszy kojarzonych z SB, a cała instytucja zajmuje się głównie swoimi problemami. Ale jeśli jej budżet jest corocznie ograniczany, to trudno mówić o podwyższaniu jakości pracy, o profesjonalizacji, modernizacji. Stąd skandaliczne afery obnażające wszystkie słabości. Na przykład brak właściwej aktywności, o czym świadczy katastrofa smoleńska i afera Amber Gold, albo nadaktywność, co ujawniła sprawa Brunona K. Niedawno w Warszawie, w siedzibie ABW na Rakowieckiej, doszło do eksplozji źle zabezpieczonego materiału wybuchowego. Powinno to wywołać reperkusje, a wszyscy zachowują się tak, jakby nic się nie stało.
Nadzór sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych nie wystarcza?
Jest wyraźnie ograniczony. Nie można mówić o parytecie, gdy na przykład Solidarna Polska nie ma w komisji reprezentanta. Mamy raczej kontrolę PO. Jej przedstawiciele z reguły przewodniczą posiedzeniom. Trudno więc weryfikować, kiedy działalność służb jest zgodna z prawem, a kiedy już to prawo przekroczyła. O tym, że dobrze realizowana kontrola eliminuje patologie, świadczy przykład USA, gdzie nie dochodzi już do takich afer, jak w latach 60. Oczywiście, wiele zależy też od szefa służb. Krzysztof Bondaryk jest chyba pierwszym szefem ABW, który, podobnie jak rząd, utrzymuje się już drugą kadencję. Może więc realizować wszystkie zamierzone przez siebie cele, może budować profesjonalną instytucję. Tymczasem przypomina to bardziej policję polityczną niż służby specjalne. A on sam jawi się niemal jako Edgar Hoover, szef FBI, który pozostawał na stanowisku przez kilkadziesiąt lat, mimo wybuchających wewnątrz jej struktur skandali. Z tego, co wiemy, dysponował materiałami zapewniającymi mu nietykalność.
Panie ministrze, był pan przez chwilę posłem...
...posłem elektem.
Ale startował pan z listy PiS, a Krzysztof Bondaryk zastąpił pana na stanowisku szefa ABW. Pańską ocenę można więc traktować jako polityczną.
Nie jestem politykiem i nigdy nie prowadziłem działalności politycznej. Startowałem z listy PiS, ale jako kandydat niezależny. Moje patriotyczne i narodowe nastawienie sytuuje mnie oczywiście po prawej stronie, ale nigdy nie myślałem o angażowaniu się w pracę partyjną. W polskim parlamencie potrzebni są prawnicy z prokuratorskim i sędziowskim doświadczeniem, a ja takowe posiadam.
W wydanej ostatnio książce twierdzi pan, że po dojściu PO do władzy wiele spraw ucichło, wiele śledztw umorzono. Jednym z przykładów jest mafia węglowa, którą tworzyli ludzie SLD. Dlaczego Platforma kryje Sojusz?
A dlaczego za czasów obecnej władzy osłabiono prokuraturę, oddzielając ją od Ministerstwa Sprawiedliwości? Dlaczego przeprowadzono weryfikację prokuratorów, wyrzucając niektórych na emeryturę? Dlaczego wprowadzono kadencyjność? No właśnie po to, by osłabić środowisko, by je wewnętrznie skłócić. Dzięki temu dużo łatwiej jest potencjalnie wpływać w nieformalny sposób na wynik danego postępowania. A dlaczego? A dlatego, że ludzie związani z przedstawicielami obecnej władzy mogą robić deale podobne do tych, które robiono za rządów lewicy.
Przykłady?
Spójrzmy na to, jaki jest finał spraw związanych z działaniem mafii węglowej. Prezesom wielu spółek postawiono zarzuty korupcji, ale o tym się nie mówi. A jak jest wyprzedawany majątek narodowy po stoczniach, po kopalniach? W jaki sposób zawierano kontrakty na budowę autostrad i jakie spółki się tam pojawiały? A mamy w Polsce jeszcze dwa obszary, gdzie tak zwane prowizje mogą być przekazywane na wielką skalę. To jest budowa elektrowni jądrowej, na którą Polska wyda około 100 mld zł, i to są poszukiwania oraz wydobycie gazu łupkowego, które pochłoną setki miliardów. W światku finansowo-gospodarczym „wziątka" kształtuje się w granicach 5–10 proc. Łatwo obliczyć, jakie kwoty trafią do podziału. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Zbigniew Ziobro i profesor Mariusz Jędrysek proponowali utworzenie profesjonalnej służby oraz ustawy geologicznej, która normowałaby kwestie koncesji, ale nic z tego nie wyszło. Nie ma też zgody na wprowadzenie „Funduszu pokoleń", który pozwalałby przeznaczać zyski z wydobycia gazu łupkowego na potrzeby inwestycyjne przyszłych polskich pokoleń. Takie rozwiązanie wprowadzili u siebie Norwegowie, a u nas trwa wolnoamerykanka, bo dzięki niej można robić tak zwane interesy.