Zmowa elit
Politycy jak zawodowi klauni zawarli niepisane porozumienie o wspólnym ogłupianiu wyborców
Coraz częściej doceniam polską demokrację jako genialny system, który skutecznie robi Polakom wodę z mózgu. Nasza demokracja może nie jest doskonała, ale to z pewnością najskuteczniejsza ze znanych metod mącenia w głowach.
Polaryzacja sceny politycznej oparta jest na powierzchownej symbolice i antypatiach polityków, a nie na różnicy zdań w kwestiach dla Polaków najważniejszych. Politycy i media wciągają nas w tabloidyzację tego sporu, a my – jak stado baranów – oglądamy ten tani show, zapominając, że przyszłości Polski nie zbudujemy w cyrku. Sensacyjny dorsz Pitery, jaguar i nowe okulary Kalisza, wibrator lub świński ryj Palikota, mandaty dla Kurskiego, Kowal w przebraniu kucharza, Halicki tropiący odszkodowanie Marty Kaczyńskiej, groteskowe posiedzenia RBN – oto symbole batalii o przyszłość Polski.
Niestety, debata polityczna w polskim wydaniu to najczęściej fochy, obelgi, oskarżenia, a w najlepszym wypadku kpiny, drwiny i żarty. Brakuje sporu o pomysły na ważne dla Polski sprawy: kryzys demograficzny, praca dla młodych, bezrobocie, niski wzrost gospodarczy, zapaść infrastrukturalna, katastrofalny dług publiczny, niewydolność służby zdrowia czy nieskuteczny system edukacji i nauki.
Trudno nie dostrzec, że politycy jak zawodowi klauni zawarli niepisane porozumienie o wspólnym ogłupianiu wyborców. Pewnie ze strachu, aby prawdziwa debata o Polsce nie obnażyła ich niekompetencji i nie pozbawiła stołków. Co zatem powinniśmy zrobić, aby zaprząc demokrację i polityków do służby w interesie Polski zamiast w interesie zadowolonej z siebie i opływającej w dostatki „klasy politycznej"? Jak doprowadzić do zmiany obecnej zmowy elit przeciw swojemu społeczeństwu na prawdziwy kontrakt dla Polski?
Nasza gra w demokrację odbywa się obecnie na zasadach określonych samolubnie przez parlament, czyli przez jednego z graczy. To dlatego my, wyborcy, tę grę przegrywamy. Wyborcy nie napiszą nowych ustaw, ale mogą zadbać o warunki, w których parlament będzie skłonny to zrobić. Bojkot wyborów mógłby być ostrzeżeniem, ale w gruncie rzeczy i tak urządzi polityków na kolejną kadencję. Dlatego obawiam się, że zmiana może się dokonać tylko w kryterium ulicznym. Buta i zaślepienie obecnej klasy politycznej prowokują taki rozwój wypadków. Sam katalog koniecznych zmian jest prosty. To antyteza drugiej części porozumienia klasy politycznej określającego największe zagrożenia dla jej dobrostanu: jednomandatowe okręgi wyborcze, zniesienie niewolnictwa posłów przez zagwarantowanie, że pieniądze na finansowanie partii politycznych będą wędrowały za posłem zmieniającym barwy klubowe w Sejmie, demokratyzacja partii, zwłaszcza jeśli chodzi o finansowanie kampanii wyborczych, na czym dziś korzystają głównie partyjne lizusy i ulubieńcy prezesów.
Ten prosty katalog zmian może przemienić Polskę w nowoczesny demokratyczny kraj. Tylko czy po pierwszym okresie naszej ułomnej demokracji dojrzeliśmy do tego, aby rozmawiać ze sobą ludzkim głosem?