Wszystkie role wybieram świadomie
Pogawędka z Magdaleną Boczarską
Nie miała pani oporów, by w wieku 34 lat zagrać babcię?
Rola w filmie Kasi Rosłaniec „Bejbi Blues" z aktorskiego punktu widzenia była prawdziwą perłą. Jestem na takim zawodowym etapie, że interesują i fascynują mnie wyzwania. A niejednoznaczna postać matki głównej bohaterki miała w sobie dokładnie taki potencjał. I dawała wiele możliwości interpretacji. Nie miałam więc absolutnie żadnych oporów, by ją przyjąć.
Stała się pani popularna dzięki dekoracyjnym postaciom w filmach Andrzeja Saramonowicza, ale to „Różyczka" Jana Kidawy-Błońskiego przyniosła aktorską nagrodę na festiwalu w Gdyni. Które z tych ról są dla pani cenniejsze?
Z nagrodami jest tak, że trzeba o nich zapomnieć równie szybko, jak szybko się je otrzymało. Rzadko kiedy coś zmieniają. Osobiście wolę dzielić filmy na te, które wniosły coś istotnego w moje życie. Myśląc o roli, zastanawiam się, czy coś we mnie obudziła, czy coś w środku drgnęło. Najgorsze, co można zrobić, to żyć tak zwanym sukcesem. Dla mnie istotne jest wszystko, co pozwala mi się cały czas rozwijać i iść do przodu. Nie wolno stać w miejscu. Nie ukrywam, że „Różyczka" jest dla mnie szalenie istotnym filmem, ale wszystkie role, które gram, są moim świadomym wyborem. Nic przypadkowego, jeśli o nie chodzi, nie spotyka mnie na mojej drodze. A to, jak dana rola wpłynie na dalsze losy, jest zawsze wielką niewiadomą. Nie da się tego przewidzieć.
Podobno pojawi się pani w drugim sezonie „Lekarzy" – serialu, który okazał się w TVN hitem. Kim jest grana przez panią postać i czy zostanie z widzami na dłużej?
Pojawiam się pod koniec drugiej serii w dość mocnym uderzeniu. Chirurg naczyniowy Olga Rojek namiesza w losach głównych bohaterów. Na pewno nie będzie z nią łatwo. Jeśli chodzi o kontynuację mojej postaci w kolejnym, trzecim sezonie, mogę zdradzić, że są już takie plany.