Depardieu, czyli Putin do Nobla
Lepiej zarobić jak Putin 13 proc. za nic, niż stracić 75 proc. jak Hollande, też za friko
Bystro! Bystro!" – krzyczeli do paryskich restauratorów rosyjscy białogwardziści po przegranej rewolucji, domagając się szybszego żarcia na stołach. Stąd szybka kuchnia całego świata zwie się „bistro", choć zapewne mało kto zdaje sobie sprawę z jej genealogicznego pnia.
Wtedy Rosjanie uciekali do Paryża przed sądami doraźnymi i Dzierżyńskim. A dziś historia zatacza koło. Teraz to Francuzi uciekają do Moskwy, jak właśnie Gerard Depardieu, aktor. Ale nie przed śmiercią ucieka, tylko przed niechybnymi podatkami. Bo w życiu – i to się zgadza w każdej epoce – dwie sprawy są pewne: śmierć i podatki.
Od razu powiem: nic to nowego, bo już Marina Vlady, niebrzydka aktorka, uciekła do Władimira Wysockiego, barda (tylko ze względu na niego chciało mi się uczyć rosyjskiego i do dziś znam na pamięć sto piosenek), zachrypniętego i wiecznie zapitego gościa o niepowtarzalnym głosie. Marina kupiła mu mercedesa (pierwszego w Moskwie), ale nie zdzierżyła, jak wypijał jej perfumy (serio, to w autobiografii). Tak to jest, jak Rosjaninowi zabronić setki wódki – da radę.
No więc Depardieu nie robi niczego w gruncie rzeczy oryginalnego. To zresztą słaby aktor (kino francuskie dla mnie skończyło się na Alainie Delonie, a dla dziecka – na Louisie de Funésie może). Depardieu kojarzy mi się z dużym chamem w stylu Portosa, czyli według Dumasa takiego nierozgarniętego, podpitego wiecznie osiłka. Głośno o nim w Europie nie z racji ról (tylko Cyrano de Bergerac niezły, ale chyba z powodu oczywistej brzydoty). Zdawałoby się, że facet, który sika przy ludziach w samolocie, rozstał się z rozumem. Tymczasem gość rozum ma. Potrafi liczyć. Zmieniając obywatelstwo, zamiast 75 proc. we Francji zapłaci 13 proc. w Federacji Rosyjskiej, dokąd przyjął go car Putin.
Ale tutaj uwaga: nie tylko Depardieu, komediant w istocie żałosny (jak mówi Hollande), zna matematykę. Znają ją również Rosjanie. Mają zresztą – wnimanje! – aż cztery Noble z ekonomii: Leontief, Hurwicz (wow, ten po... Uniwersytecie Warszawskim, wiwat!), Kuznets, Kantorowicz... Może było ich więcej, a jeśli się nie doszukałem, to zgłaszam kolejnego – Władimir Władimirowicz Putin. Za jedną książeczkę ze złotymi literkami, wartą może w produkcji 10 rubli, zarobi dla swojego kraju 130 tysięcy euro z każdego miliona zarobionego przez Depardieu. Uff!
Jest to stopa zysku niewyobrażalna po prostu. Przy kursie rubla około 10 gr dostać od idioty 130 tys. razy 4 zł? A może więcej? Przez lata? Przecież to nie Putin, ale Rothschild! Midas!
Czy Polska nie mogłaby wzorem Rosji też stać się rajem podatkowym dla cudzoziemców? Przecież ten kapitał hula po świecie, szukając jedynie bezpiecznego schronienia przed urzędami skarbowymi. No to lepiej zarobić jak Putin 13 proc. za nic, niż stracić 75 proc. jak Hollande, też za friko.
Jest na świecie tylu ludzi z forsą, że nie powinni się gnieść na Kajmanach jak jakiś Palikot. A czy za chwilę do Monte Carlo nie czmychnie przed Rostowskim Radwańska?
Wystarczyłoby obniżyć podatki w Polsce. Ale do tego potrzeba jednego, drobnostki właściwie. Powinienem zostać ministrem finansów.
PS A ministrowie Hollande'a to kretyni chyba (ja wiem, że tamtejszy trybunał wstrzymał wysokie opodatkowanie, ale spoko, socjaliści zmienią i trybunał, oni lubią dorzynać wrogów ludu). Otóż tamtejszy minister finansów oburzył się, że Bośniak Ibrahimović (piłkarz niezły, cztery gole wbił niedawno Anglikom, w tym jeden przewrotką z 30 metrów!) zarabia w Paryżu 14 mln euro rocznie i że to obraza dla ubogich.
Chłopie, szejkowie, którzy mu płacą w PSG, płacą netto. Czyli jak wejdzie te 75 proc. wreszcie, to do państwowej kasy dopłacą – attention! – 10,5 mln euro! Zarobicie na czysto, bo Ibra nie potrzebuje od Francji ani emerytury, ani metra, ani kompletnie nic. Ale jak wyraźnie widać, najgorzej liczą ministrowie finansów.