Agencja w ajencji
Okres stalinowski, czyli rządy PiS, to dopiero były czasy. Kiedy w grudniu 2006 r. funkcjonariusze ABW przeszukiwali siedzibę TVN, dzwonili do znajomych, aby powiedzieć im, gdzie są i co robią.
Chyba nie mogli uwierzyć własnym oczom, że pozwolono im zająć się tzw. grubą rybą. Rewolucyjna euforia trwała krótko. Śledztwo w sprawie TVN zostało umorzone dokładnie w dniu objęcia przez Zbigniewa Ćwiąkalskiego funkcji ministra sprawiedliwości. Grube ryby znów są skrupulatnie chronione, można łowić tylko płotki, leszcze lub frycze. Ewentualnie brunony metodą ogłuszania wybuchem.
Aby ABW zachowywała się przewidywanie, oddano ją w ajencję. To koncept na fali, można wziąć w ajencję na przykład Żabkę, Totomix lub stację benzynową. Można więcej. Władze miasta Warszawy wydały 460 mln zł na budowę nowego stadionu Legii, który został następnie wzięty w ajencję przez koncern ITI, de facto za darmo, jako że wpływy z reklam wiszących na stadionie idą do kieszeni dzierżawców, a nie właściciela.
Można jeszcze więcej. I tutaj przeganiamy Amerykę, gdzie w zamian za poparcie wyborcze można dostać tylko ambasadę w jakimś spokojnym kraju.
ABW w ajencji otwiera nowe perspektywy dla innowacyjnego partnerstwa publiczno-prywatnego.