Mafia słodko-kwaśna
Komunistyczna Partia Wietnamu rządzi centrum handlowym w Wólce Kosowskiej
Azjatyckie centrum handlowe pod Warszawą to tysiące sprzedawców w setkach sklepików, którzy już od świtu oferują swoje towary. Wietnamczycy, Chińczycy i Turcy znaleźli nad Wisłą nowe życie. Pracują, zarabiają i tworzą pełne egzotycznego kolorytu narodowe enklawy. Ale Wólka Kosowska ma drugie, mroczne oblicze. Niewolnictwo, narkotyki, haracze i panosząca się mafia wywodząca się ze struktur komunistycznej bezpieki.
Tu jednak nie ma mafii w polskim rozumieniu. To nie gangsterzy z Pruszkowa czy Wołomina – osiedlowe chłopaki, które dorobiły się na kradzieżach i weszły w większe interesy. Tu – w Wólce Kosowskiej – mamy do czynienia z systemem od początku zorganizowanym przez bezpiekę wietnamską i będącym nawet nie jej przedłużeniem, tylko operacją specjalną. Wszyscy bossowie to ludzie wysokiego szczebla nomenklatury Komunistycznej Partii Wietnamu, krewni ministrów, ambasadorów i generałów. – To, co się dzieje... to, co jest, co ukształtowało się w Wólce Kosowskiej, jest od początku do końca wymyślane przez aparat partyjny wietnamskiego reżimu. Ma to służyć do sprawnego kontrolowania całej społeczności Wietnamczyków, która składa się w dużej części z nielegalnych imigrantów – tak zaczyna swoją rozmowę z nami Tami. Młoda Wietnamka jest wyjątkiem wśród swoich rodaków. Jest w Polsce legalnie i działa od kilku lat w podziemnych strukturach opozycyjnych. Mimo to nie chce, byśmy podawali jej prawdziwe nazwisko. To dlatego, że w dalszym ciągu ma powody do obaw. Choć opozycja istnieje, to wciąż jest bardzo słaba i w dużym stopniu infiltrowana przez służby. Tu nigdy nie wiadomo, gdzie leży prawdziwa lojalność osób, które twierdzą, że chcą obalić system. – Wszyscy wiedzą, że w Wietnamie panuje komunizm, natomiast komuniści chcieliby, żeby również w społeczności wietnamskiej w Polsce panowały takie same zasady jak w Wietnamie. Tutaj są osoby, które nas inwigilują, stosują wszelkie metody, żeby nas zastraszyć – potwierdza Tami. Według tego co mówi, bezpieka w Wólce Kosowskiej jest wszechobecna. Zarówno pod postacią kadrowych oficerów delegowanych do pracy w Polsce, jak i ich tajnych współpracowników.
Niewolnicy i bossowie
Społeczność wietnamska w Wólce Kosowskiej dzieli się na pięć kast. Na samym dnie są nowi, dopiero co przybyli nielegalni imigranci. Dalej – pracownicy sklepów i barów, właściciele sklepów oraz zarządzający całymi halami targowymi. Na najwyższym szczeblu – rada złożona z sześciu przedsiębiorców. To byli pracownicy ambasady o mocnych plecach w Komunistycznej Partii Wietnamu. Ich pozycja wewnątrz rady determinowana jest pozycją rodziny w strukturach władzy w kraju.
Dla najniższych kast praca w Wólce zaczyna się już przed 6 rano. Kończy nierzadko po 22. Dług – to słowo warunkuje ich życie. Dług wobec przemytników, dług wobec tych, którzy pozwalają pracować, który dają jedzenie czy dach nad głową. Zarabiają tylko tyle, by móc spłacać część – nigdy całość. Dług nigdy nie maleje. Jest najlepszym narzędziem kontrolowania ludzi. By go spłacać, muszą robić wszystko, co mafia nakazuje. Niektórym pozwala się jednak wyrwać z tej pułapki. Najbardziej przydatni dla mafii dostają szansę. Ich dług zostaje spłacony, a oni sami awansują w hierarchii. Stają się nowymi nadzorcami swoich niedawnych kolegów.
Marihuana wśród ryżu
To oni, faktyczni niewolnicy, są zmuszani przez gangsterów do produkcji narkotyków. Jeżeli dojdzie do wpadki i nalotu policji, tylko oni zostają zatrzymani. Dla bandytów to żadna strata – nowi niewolnicy zawsze są dostępni. Wśród samych Wietnamczyków wiedza o podziemnych fabrykach narkotyków jest powszechna. Od kilku lat to jedno z najważniejszych źródeł dochodów kasty rządzącej.
Dodatkowo samo ryzyko wpadki jest niewielkie. W skutecznym rozpracowaniu przestępczego procederu przeszkadza hermetyczność środowiska imigrantów. W ciągu ostatnich pięciu lat Centralnemu Biuru Śledczemu udało się rozbić tylko jedną dużą wietnamską grupę narkotykową. Jak informuje nadkomisarz Paweł Bieniek z Biura Prasowego CBŚ, zatrzymano wtedy 48 osób i skonfiskowano 10 388 krzaków konopi indyjskich oraz 77,5 kg marihuany. To wszystko na aż 15 plantacjach zarządzanych przez gang. Co ciekawe, część z zatrzymanych przebywała w Polsce legalnie. Były to osoby będące na drugim poziomie hierarchii – bezpośredni nadzorcy. Ale ich mocodawców, czyli prawdziwych bossów, nie jest tak łatwo złapać. Od tych, którzy wykonują codzienną bandycką robotę, dzieli ich kilka szczebli. Na pytanie o stwierdzone związki gangsterów z biznesmenami z Wólki Kosowskiej legalnie prowadzącymi działalność nadkomisarz Bieniek odpowiedział lakonicznie: – Brak danych dotyczących powiązań z przedsiębiorcami z Wólki Kosowskiej. Tak samo jest, jeżeli chodzi o badanie powiązań z organizującymi oficjalne życie imigrantów stowarzyszeniami. – CBŚ nie prowadzi bazy danych osób dokonujących przestępstw pod kątem ich przynależności do partii politycznych czy stowarzyszeń – dodaje.