
Amerykański patchwork
Najnowsze produkcje ze Stanów odmalowują historyczny i społeczny pejzaż wielkiego kraju. 24 lutego przekonamy się, które z nominowanych filmów otrzymają Oscary. „Django” już w kinach, premiera „Lincolna” – w weekend
Powojenna psychoza
„Mistrz" Paula Thomasa Andersona – trzy nominacje – to Ameryka stulecie później. Reżyser za każdym razem maluje inny jej obraz. Próbuje uchwycić esencję amerykańskości – czy to w latach 70. („Boogie Nights"), czy w epoce rozkwitu przemysłu naftowego przełomu XIX i XX wieku („Aż poleje się krew"). W „Mistrzu", rozgrywającym się tuż po II wojnie światowej i w latach 50., starał się pokazać złożoność powojennego społeczeństwa, którego zdezorientowane jednostki – jak cierpiący na zespół stresu pourazowego, wykolejony weteran Freddie – skłonne były dać się prowadzić oszustom w rodzaju ekranowego Lancastera Dodda, postaci zainspirowanej twórcą scjentologii L. Ronem Hubbardem. Oglądamy tu Amerykanów nieprzystosowanych, zagubionych i szukających gotowych wzorców, w które mogliby się wpasować. Większość zwolenników Dodda to przedstawiciele zamożnej klasy średniej ze Wschodniego Wybrzeża. Tam mistrz podróżuje z rodziną i swoim dworem, szukając „dojnych krów" zdolnych sfinansować jego szemraną działalność.
Po drugiej stronie mapy, w kalifornijskiej Fabryce Snów, toczy się w 1959 r. akcja „Hitchcocka" (jedna nominacja) Sachy Gervasiego. Skoncentrował on intrygę na kulisach powstawania „Psychozy", na prawdziwym boju autora „Północy – północnego zachodu" z właścicielami studia o wymarzony kształt filmu i na kryzysie jego związku z żoną Almą Reville. Hitchcocka przekonująco – choć jego filmowy portret nieco wybiela reżysera słynącego z trudnego charakteru i sadyzmu wobec swoich blondwłosych aktorek, zazdrośnika obsesyjnie kontrolującego otoczenie – zagrał Anthony Hopkins. Jeszcze lepszy popis otrzymujemy od Helen Mirren, tutaj partnerki, scenarzystki i montażystki. Wszystkie filmowe postaci związane są z Hollywood. Ale chciałoby się, by to wyjątkowe miejsce miało w sobie choć odrobinę drapieżności (jak w „Mulholland Drive" Lyncha). Tymczasem jest jakieś nijakie, za bardzo pastelowe, jak paleta kolorów z lat 50. W rezultacie „Hitchcock" to konwencjonalny i „bezpieczny" portret geniusza kina i Hollywood.
Z inspiracji kinem – „Planetą małp" – narodziła się spektakularna akcja CIA przywołana w thrillerze „Operacja Argo" Bena Afflecka, wyróżnionej siedmioma nominacjami. Nagrody były zaskoczeniem, bo jakkolwiek dobrze się "Operację..." ogląda, to opowieść o wywiezieniu z porewolucyjnego Iranu, w 1980 r., grupy amerykańskich dyplomatów nie jest w żadnym razie wybitna. To po prostu porządnie zrobiony film. Nieco irytujący, ponieważ twórcy maniakalnie odwzorowali na ekranie sceny uwiecznione na prawdziwych zdjęciach oraz perfekcyjnie ucharakteryzowali aktorów na autentycznych uczestników wydarzeń, jednocześnie przekłamując finał – szaleńczy rajd Irańczyków po pasie startowym, by dogonić samolot za uciekającymi Amerykanami, w ogóle się nie wydarzył. „Operacja Argo" w bardzo korzystnym świetle przedstawia środowisko Hollywood. Na prośbę bohatera granego przez samego Afflecka hollywoodzcy artyści pomagają mu uczynić prawdopodobnym wyimaginowany projekt nakręcenia w Iranie filmu SF. Pozytywny jest również obraz samej CIA. Agencja to przede wszystkim profesjonaliści obdarzeni pasją i sercem, całkowicie oddani sprawie...
Dziewczyny z misją
Właśnie taka jest Maya z „Wroga numer jeden" Kathryn Bigelow, który zdobył pięć nominacji i wzniecił dyskusję na temat zasadności pokazywania tortur stosowanych przez CIA. Ale reżyserka nie przedstawia ich przecież jako czegoś, co komukolwiek, w tym agentom, sprawia przyjemność. Jest wręcz przeciwnie – nikt nie czuje się z tym dobrze. Film Bigelow to perfekcyjnie zrealizowana historia trwającego dekadę polowania na Osamę bin Ladena, ale przede wszystkim świetny portret kobiety, agentki, poświęcającej misji znalezienia terrorysty numer jeden 10 lat swojego życia. Bez taryfy ulgowej, prywatnych planów, przyjaciół, bliskich. Gdy się o tym pisze, brzmi to zbyt podniośle, ale na ekranie determinacja Mai, jej zbliżanie się małymi krokami do celu, osaczanie bin Ladena, przekonywanie do swoich racji całej armii niedowierzających jej zwierzchników, wypada naturalnie i przekonująco (także dzięki fantastycznemu aktorstwu Jessiki Chastain, która w ciągu ostatnich dwóch lat wyrosła na gwiazdę).