World Orchestra w drodze
Wywiad z twórcą World Orchestry Grzechem Piotrowskim
Po raz pierwszy na żywo Sferę Szeptów usłyszałem w Tygmoncie. Saksofon, fortepian, perkusja i bas w środku niewidzialnego kręgu, na którego obwodzie w zaskakującej jak na jazzowy band ilości usadowiły się skrzypce, wiolonczele i altówki. Później wysłuchałem kilkunastu takich koncertów. Po jednym z nich pan z saksofonem zwierzył mi się, że od lat nosi w sobie muzyczne marzenie...
Grzech Piotrowski. Jazzowy saksofonista, kompozytor, aranżer, muzyczny producent, wydawca i organizator. Alchemik. Taką nazwę nosiła grupa, która w 1997 r. stała się objawieniem w Polsce i w Europie. Jego muzycznym guru od pierwszego zasłuchania jest Jan Garbarek. Ceni lata 80., to według niego najlepszy okres muzyki elektronicznej. Słuchał też popu i rocka, głównie jazzu, a folk był z nim zawsze. Zaprosił mnie do swego domu na Mokotowie. Zasiedliśmy przy niewielkim stoliku. Obok dyskretnie krzątała się żona Grzecha, Paulina.
Z którym z muzyków grywasz najczęściej?
Z Ruth Wilhelmine Meyer, Robertem Lutym. Ostatnio także z kontrabasistą Michałem Barańskim.
Najpierw poznawałeś polskich muzyków, potem tych z innych krajów. Grałeś z nimi w różnych formacjach, słuchałeś ich muzyki. Kiedy wykluł się pomysł stworzenia World Orchestry?
Słucham tyle muzyki, że nieraz mi się ona nudzi. 20 lat temu zauważyłem, że nie ma takiej formacji, którą bardzo bym chciał usłyszeć. Gdyby taki zespół istniał, pewnie bym go nie założył. Szukałem i nie znalazłem. 16 lat temu poznałem Theodosii Spassova. Jako grupa Alchemik zagraliśmy na festiwalu w Sofii. On był tam gigantyczną gwiazdą. W koncercie wystąpił jako pierwszy, potem my, a po nas Al Di Meola. Zaproszono nas do wspólnego stołu i tam zakolegowałem się z Theodosim. Zaprosił mnie do swego studia. Spędziliśmy razem cały dzień. Powiedziałem mu, że chciałbym, byśmy kiedyś coś razem zagrali. Ucieszył się, mówiąc, że my, Polacy, gramy inaczej i mamy taki, taki...
Nerw?
Tak, nerw. I trochę inną melodykę. A ponieważ wyhodowałem w sobie takiego trochę folk-jazzmana, bo słuchałem dużo polskiego folkloru, to jest jakiś specyficzny zaśpiew w tym moim graniu na saksofonie. Teraz chcę napisać koncert na saksofon i orkiestrę smyczkową dedykowany Polsce jako regionowi.
World Orchestra to nie tylko muzyka. To muzyka i... muzycy.
Muzyka z Baszkirii poznałem... przy tym stole. Znajomy kręcił na Uralu film przyrodniczy i spotkał niesamowitych muzyków. Zaprosił ich na koncert do Polski, przyjechali, ale koncert nie wypalił. Nieszczęśni organizatorzy nie wiedzieli, co z nimi począć. Zaprosiłem ich do domu. I przyjechał Azat. Rozmawiało się nam średnio, bo on po rosyjsku, ja po angielsku. Poprosiłem, by zagrał. Wyciągnął kurai (rodzaj fletu, instrument narodowy Baszkirów – przyp. red.). Po kilku sekundach przerwałem mu, otworzyłem studio i nagrywałem przez dwie godziny. Azat opowiadał o każdym z utworów i zgodził się, bym te nagrania kiedyś wykorzystał. Historie poznawania muzyków są tak różne i interesujące, że zamieścimy je w książce, do wydania której się przymierzamy.
Dopiero teraz widzę w całym tym skomplikowanym procesie powstawania Orchestry sens wszystkiego, co robiłem wcześniej. Wszystko zdarzyło się po coś i powoli, żmudnie układało tę całość. Produkcje telewizyjne były po coś. Nauczyły mnie panować nad kwestiami producenckimi. Organizowanie koncertów dało mi znajomość rynku i nauczyło odpowiedzialności. Jeśli mówisz, że wyślesz e-mail, to musisz go wysłać. A większość muzyków pada na tych podstawowych, najprostszych rzeczach. Mają źle skonstruowane w internecie strony, zdjęcia nie możesz przeciągnąć na pulpit. Piszesz artykuł o kimś, ale zanim zdobędziesz jego zdjęcie w dobrej rozdzielczości, to już ci się odechce. Zawsze mam na głowie za dużo, ale jak ten pociąg już rusza, to jedzie.
Kiedy odbył się pierwszy koncert orkiestry?