Lek na kryzys
Rząd Islandii poradził sobie z krachem gospodarczym. Pozwolił zadłużonym bankom upaść
Chociaż islandzkich polityków nie można obwiniać za międzynarodowy kryzys finansowy, to skutecznie przeciwstawili się światu globalnej finansjery, co jest ewenementem na świecie. W wyniku protestów w styczniu 2009 r. centroprawicowy rząd premiera Geira Haarde'a podał się do dymisji. Jednocześnie ponad 200 Islandczyków, w tym były premier i dyrektorzy wykonawczy upadłych banków, usłyszało zarzuty kryminalne dotyczące ich działalności. Decyzję o postawieniu tych osób przed sądem podjął parlament. Czy któreś z państw dotkniętych kryzysem postąpiło podobnie?
Czas rozliczeń
We wrześniu 2010 r. były premier Haarde stanął przed sądem za to, że wpędził kraj w poważny kryzys gospodarczy. Według parlamentarzystów od lutego do października 2008 r. nie podjął żadnych działań zaradczych. – To sprawa bez precedensu. Przez ostatnie dwa lata banki upadały, a gospodarki miały problemy. Oczywiście w przeszłości głowy państw były oskarżane za zbrodnie wojenne, jak Slobodan Milosevic czy Charles Taylor, ale jeszcze nigdy nie były sądzone za nieudolność ekonomiczną – komentuje prof. Gudni Th. Johannesson, historyk z Uniwersytetu w Reykjaviku, który pierwszy napisał książkę na temat islandzkiego kryzysu. W kwietniu 2012 r. specjalny trybunał do rozpatrywania odpowiedzialności polityków orzekł, że Haarde jest winny jednego z czterech stawianych mu zarzutów dotyczących przyczynienia się do krachu krajowego systemu bankowego w 2008 r., ale nie zostanie za to ukarany. Trybunał obciążył go winą za to, że w obliczu zbliżającego się kryzysu nie reagował. „Miałem przekonanie, że Islandia może stać się międzynarodowym centrum finansowym, takim jak Luksemburg czy Nowy Jork – bronił się Haarde. – Nikt nie przewidział, że może nastąpić finansowa zapaść".
W przeciwieństwie do Unii Europejskiej
Islandia szybko podniosła się z kryzysu. W 2012 r. bezrobocie wyniosło 6 proc. i nadal spada. Wzrost gospodarczy w 2011 r. wyniósł 3,1 proc., w 2012 r. – 2,8 proc., a już w 2014 r. kraj ma powrócić do nadwyżki budżetowej na poziomie 0,9 proc. PKB. Wskaźniki te są nieosiągalne dla krajów UE, gdzie bezrobocie jest niemal dwa razy wyższe (i rośnie) – na koniec 2012 r. poziom bezrobocia w strefie euro sięgnął rekordowych 11,8 proc. A powszechnie występującym zjawiskiem jest spadek PKB i znaczny deficyt budżetowy.
Na początku sierpnia 2012 r. mniejszościowy partner koalicyjnego rządu przedstawił parlamentowi propozycję, według której banki nie mogłyby wykorzystywać gwarantowanych przez państwo depozytów do finansowania ryzykownych inwestycji. – Teraz bankowość inwestycyjna stanowi mniej niż 5 proc. operacji banków, których depozyty są gwarantowane przez państwo. Przed kryzysem wskaźnik ten u największego islandzkiego pożyczkodawcy wynosił aż 33 proc. – informuje David Stefansson, ekonomista islandzkiego Arion Bank.
Lewicowi samobójcy
Gospodarce Islandii grozi jednak nowy kryzys. Skrajnie lewicowy rząd robi wszystko, aby zabić rodzący się wzrost gospodarczy: podnosi podatki i obcina państwowe inwestycje (do historycznie najniższego poziomu). Na przykład nie wyraził zgody na budowę hydroelektrowni i elektrowni geotermalnej. Na dodatek atakuje kwitnące na Islandii rybołówstwo – grozi zmianami zasad, na podstawie których ono działa. Jak napisano w „The Wall Street Journal", wygląda to niemal na samobójstwo. – Wszystkie dochody są przesyłane do wyborców rządu, głównie pracowników sektora publicznego – mówi prof. Hannesa Hólmsteinn Gissurarson. – Rządowi brakuje świadomości, że bogactwo musi być najpierw wytworzone, zanim zostanie skonsumowane.