Kosmos sprywatyzowany
Loty na orbitę, kopalnie na asteroidach, a nawet kolonia na Marsie – prywatni przedsiębiorcy prześcigają się w pomysłach na podbój przestrzeni kosmicznej
Od ponad pół roku cały świat z uwagą śledzi marsjańską odyseję zautomatyzowanego laboratorium naukowo-badawczego popularnie zwanego łazikiem Curiosity. Fascynujące fotografie powierzchni Czerwonej Planety docierające za jego pośrednictwem na Ziemię rozpalają umysły naukowców, futurologów i pisarzy science fiction. Powracają pytania o szansę na zorganizowanie załogowego lotu na Marsa, a nawet zasiedlenie planety.
Wizje te z pewnością nie dają spać Elonowi Muskowi, amerykańskiemu miliarderowi, który od wielu lat inwestuje duże pieniądze w podbój kosmosu. Podczas niedawnego wystąpienia przed Brytyjskim Królewskim Towarzystwem Aeronautycznym Musk przekonywał szacowne gremium, że dalekosiężnym celem działalności jego firmy Space Exploration Technologies (SpaceX) jest wyprawa na Czerwoną Planetę. Jego zdaniem możliwe jest utrzymanie na Marsie całkowicie samowystarczalnej,
80-tys. kolonii ludzkiej. Pierwszym krokiem będzie wysłanie ok. 10-osobowej grupy pionierów – naukowców i konstruktorów, którzy zbudują przezroczystą kopułę-szklarnię, pod którą możliwa będzie uprawa roślin.
Musk oszacował, że założenie kolonii na Marsie będzie kosztowało około 36 mld dol., na co musiałyby się złożyć zarówno rząd USA, jak i spółki prywatne. Z pierwszą z nich, Mars One, Musk nawiązał już współpracę. Holenderska firma zapowiedziała, że na Marsa zamierza dotrzeć około roku 2022. Rozpoczęła już nawet rekrutację chętnych na taką wyprawę. Kryteria wyboru są bardzo restrykcyjne, kandydaci muszą się wykazać żelaznym zdrowiem, zaradnością, zdolnością adaptacji do zmieniających się warunków, a przede wszystkim determinacją i odwagą. Właściciele Mars One otwarcie mówią, iż nie gwarantują nikomu powrotu na Ziemię. Grupa pierwszych marsjańskich kolonistów musi być gotowa na to, że resztę swojego życia poświęci na rozbudowę bazy.
Zdaniem Elona Muska warunkiem powodzenia tego śmiałego projektu jest radykalne obniżenie kosztów podróży kosmicznych, tak by na przeprowadzkę na Marsa było stać mieszkańców rozwiniętych krajów.
Zielony Mars
Mars to na razie bardzo niegościnna planeta. Całą jej powierzchnię zajmuje piaszczysto-lodowa pustynia, nigdzie nie znajdziemy choćby kropli wody, a w atmosferze przeważa trująca mieszanka dwutlenku węgla i azotu. Panuje tam przenikliwy mróz – temperatury wahają się od –15 st. C w dzień do –80 st. C w nocy. Mimo tych niedogodności Czerwona Planeta ma spory potencjał i według naukowców jako jedyna w naszym układzie nadaje się do zamieszkania i terraformowania. Występują na niej wszystkie bogactwa naturalne konieczne do rozwoju cywilizacji, jest też zasobna w rudy cennych minerałów.
Scenariusz możliwy do realizacji jest następujący. Najpierw opracowujemy metodę, dzięki której możliwe będzie stopienie olbrzymich czap lodowych znajdujących się na biegunach. Dzięki wzmożonemu wydzielaniu dwutlenku węgla atmosfera na Marsie zagęszcza się, jednocześnie rośnie temperatura. Topnieją wieczne zmarzliny i tworzą się zbiorniki wodne oraz rzeki. Z czasem możliwe staje się obsadzenie powierzchni Marsa genetycznie zmodyfikowanymi roślinami wyhodowanymi w szklarniach pierwszych kolonistów. Rośliny w procesie fotosyntezy dostarczają tlen do atmosfery. W rezultacie osadnicy mogą zrzucić szczelne skafandry i rozpocząć swobodne zasiedlanie planety. Cały proces wymagać będzie jednak niezwykłej cierpliwości i determinacji, według badaczy może potrwać nawet kilka wieków.
Czy jednak kolonizacja Marsa ma w ogóle sens? Po co angażować w tym celu olbrzymie pieniądze i ryzykować ludzkie życie? Być może w przyszłości nie będziemy mieli po prostu innego wyjścia. – Od takich pomysłów nie uciekniemy. To leży w ludzkiej naturze, a jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w pewnym momencie wyczerpią się zasoby mineralne, a środowisko może ulec degradacji, to nowe terytoria na Marsie mogą się okazać najlepszym rozwiązaniem tych problemów – uważa Tomasz Zawistowski z Centrum Badań Kosmicznych PAN. – Na razie są to rozważania specjalistów od futurologii, ale ta przyszłość kiedyś będzie teraźniejszością i trzeba się na nią przygotować. Czerwona Planeta może być poligonem, na którym będziemy testować technologie i mechanizmy kontrolujące globalne zmiany klimatyczne – dodaje naukowiec.