Najnowsza interwencja Uważam Rze

Tu i teraz

Banda gamoni

Janina Blikowska, Marek Kozubal

Głupota przestępców nie zna granic. Niekiedy przebijają filmowy gang Olsena, a twórcy komedii mogliby się od nich uczyć

Przed łódzkim sądem rozpoczął się właśnie proces 32-letniego Piotra U., któremu grozi 12 lat więzienia za wyjątkową bezmyślność. Pech też go nie opuszczał. Mężczyzna jest oskarżony o trzy napady, m.in. na aptekę i bank. Udał się tylko jeden. Przestępca wpadł, bo w banku, który chciał okraść, zepsuły się drzwi. Rabuś zatrzasnął się w środku. – Ten mężczyzna to wyjątkowy fajtłapa – żartują łódzcy śledczy. Jego przestępcza kariera trwała ledwie dwa dni. Przez ten czas „zarobił" tylko 140 zł.

Piotr U. pochodzi ze Zduńskiej Woli. Ma żonę i dziecko. Pod koniec ubiegłego roku stracił pracę, a że miał długi, postanowił wejść na drogę przestępstwa. 5 grudnia 2012 r. zabrał samochód i wyjechał z domu, nie zostawiając bliskim żadnej wiadomości. Żona zgłosiła więc jego zaginięcie na policji.

Mężczyzna przyjechał do Łodzi. Sprzedał auto i telefon komórkowy. Wynajął pokój. Część pieniędzy przepił. 10 grudnia wieczorem postanowił napaść na aptekę. Atrapą broni sterroryzował pracownicę. Ukradł 140 zł. – W kasie nie było więcej gotówki, bo wcześniej utarg został zdany – opowiada Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.

Następnego dnia Piotr U. zdecydował się napaść na mały sklep. – Jego właścicielka zachowała zimną krew, zaczęła się zachowywać tak, jakby na zapleczu był mężczyzna. Napastnik usiłował jeszcze otworzyć kasetkę z pieniędzmi, ale mu się nie udało. Pomylił klucze. Uciekł bez żadnego łupu – dodaje prokurator Kopania.

Trzeci napad, na bank przy ul. Legionów, też mu się nie powiódł. Piotr U. wszedł do placówki, gdy nie było tam klientów. Znowu użył atrapy broni, ale kasjerka zdążyła włączyć alarm antynapadowy. W tym czasie do oddziału weszła klientka, lecz wycofała się, gdy kasjerka ostrzegła ją o napadzie. Zatarasowała drzwi od zewnątrz i poprosiła przechodniów o pomoc.

Widząc, co się dzieje, napastnik próbował się uwolnić. – Tak szarpał klamką, że ją wyrwał – opowiada prokurator Kopania. Nie mogąc się wydostać, czekał na przyjazd policji. Potem przyznał się do winy, żałował tego, co zrobił, ale i tak trafił do aresztu.

Po śladach do złodzieja

Inny przestępca, Grzegorz C. ze Złotoryi, może mówić o wyjątkowym pechu, bo nie tylko nie ukradł samochodu, ale spalił go w trakcie kradzieży. Mężczyzna upatrzył sobie stojącego na rogatkach Złotoryi volkswagena polo. Wybił szybę i włamał się do auta. Żeby nie zwracać na siebie uwagi, przepchnął je w inne miejsce. Nie miał oczywiście kluczyków, więc postanowił odpalić samochód na tzw. styk. Połączone kable zaczęły jednak iskrzyć i spowodowały pożar. Auto doszczętnie spłonęło, a pechowego złodzieja złapali policjanci, bo zauważyli dym. Za kradzież samochodu i jego spalenie Grzegorzowi C. grozi pięć lat więzienia.

Urodzonym pechowcem okazał się również 51-letni mieszkaniec Zambrowa na Podlasiu. Poszukiwany przez policję mężczyzna stanął na poboczu drogi ze spakowanymi torbami podróżnymi i zatrzymywał samochody, aby okazją wyjechać z miasta i zniknąć z oczu miejscowym mundurowym. Policjanci, którzy jechali nieoznakowanym radiowozem, zauważyli autostopowicza i zatrzymali się przy nim. Od razu rozpoznali w nim przestępcę poszukiwanego przez całą zambrowską policję. Nieświadomy niczego mężczyzna złapał swoje walizki i pobiegł w stronę policyjnego auta. Wsiadł do samochodu i poprosił o podwiezienie. Dopiero wtedy zauważył, że w aucie siedzą mundurowi. Próbował ich jeszcze oszukać i podał fałszywe nazwisko, ale na nic się to nie zdało. Został odwieziony do aresztu.

Wyjątkową bezmyślnością popisała się rodzina włamywaczy z Brodnicy. Złodziejska szajka musiała wpaść w ręce policjantów, i to z trzech powodów. Włamali się do piwnicy sąsiadki i skradli stamtąd słoiki z kompotami oraz proszki do prania. Ale włamania dokonali przez dziurę w ścianie z ich własnej piwnicy. Już to by wystarczyło, by podejrzenia o włamanie padły właśnie na nich. To jeszcze nic: jeden z włamywaczy wdepnął w rozlaną farbę w piwnicy sąsiadki i zostawiając ślady, poczłapał do swojego mieszkania. Poza tym jedna ze zrabowanych toreb z proszkiem miała dziurę. Ścieżka proszku zawiodła mundurowych prosto do mieszkania złodziei. Gdy policjanci zapukali do ich lokum, nikt im nie odpowiadał. Dlatego wyważyli drzwi. W środku zastali parę 37-latków i ich 16-letniego syna. Były tam też skradzione kompoty, rozerwana paczka z proszkiem oraz buty umazane farbą.

Poprzednia
1 2 3

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy