Bigos po grecku
Grecja to kolebka skoku cywilizacyjnego. Po 30 latach pomyślnego integrowania się z Unią Europejską kraj padł z hukiem i znalazł się pod kroplówką banków.
Zdążono jeszcze wydać 10 mld dolarów na igrzyska olimpijskie w 2004 r. w Atenach. My mamy na razie tylko cztery puste stadiony po Euro 2012 i równie puste lotnisko w Modlinie, ale stać nas na więcej. Tusk załatwił podobno wielką kasę z Unii, poleje się więc na nowo beton i asfalt. Dogonimy Grecję.
Oni przecież zaczynali tak jak my. Po dekadzie rządów generałów w 1974 r. ogłoszono tam tzw. demokrację oligarchiczną. Kilka klanów opanowało cały kraj, przejęło kontrolę nad gospodarką i mediami. W 1981 r. Grecja weszła z fanfarami do Unii, co ucieszyło lokalne elity oraz szwajcarskich bankierów. Polał się strumień pieniędzy i urzędniczych posad dla swoich.
Słynne niegdyś Olympic Airlines zostały najpierw rozłożone przez niegospodarność, a następnie sprzedane i rozparcelowane na kawałki w 2009 r. My też mamy grecką tragedię w spółce LOT.
Niektórzy dziennikarze odważnie piętnują „zgniłą grecką oligarchię", która wzbogaca się na przepłacanych państwowych kontraktach. Ale kiedy dziennikarze pytają nasz rząd o korupcję, nepotyzm i niegospodarność w Polsce, to rząd spokojnie udaje Greka.