Demokracja w Polsce umiera
Wywiad z prof. Piotrem Glińskim, kandydatem na premiera rządu technicznego
Panie profesorze, premier ostatnio czymś pana zaskoczył?
Na ogół premier niczym mnie nie zaskakuje. Znam ten styl rządzenia. Ale ostatnio rzeczywiście zaskoczył mnie dziwnym trybem zawiadomienia o zmianach w rządzie. Na końcu długiej konferencji prasowej na tematy ogólne figlarnie zapowiedział wymianę ministrów konstytucyjnych. Potem napisał na Twitterze, że będą to zmiany kosmetyczne, a na końcu wyszło to co zwykle.
Czyli?
Premier jedno nazwisko zastąpił drugim. Nie ocenił pracy odchodzącego ministra, nie wskazał popełnionych błędów i nie wyznaczył nowych zadań, które stoją przed resortem. Choć był tu konsekwentny. Bo premier przecież nie rządzi, tylko uprawia plastikową propagandę. Nie rozmawia ze społeczeństwem uczciwie, spokojnie, jak powinien rozmawiać człowiek, który ma ogromną władzę i słabszy od niej mandat. Za Platformą opowiedziało się przecież tylko 20 procent uprawnionych do głosowania. Co oczywiście nie przeszkodziło jej w całkowitym zmonopolizowaniu wszystkich ośrodków władzy i związanych z nimi instytucji.
Taka sytuacja nie zdarzyła się po raz pierwszy.
Ale po raz pierwszy widzimy tak silną degenerację. Demokracja jest coraz słabsza, de facto zaczyna obumierać. Nie realizuje potrzeb ludzi, tylko potrzeby władzy. Jeśli nawet posłowie PO nie mogą zgłosić poprawek do ustaw bez zgody przedstawiciela rządu, a nie mogą, to znaczy, że jest ograniczana rola Sejmu i łamana konstytucja. Nie funkcjonuje też debata publiczna, nie ma wzajemnej kontroli różnych sił politycznych, nie ma społeczeństwa obywatelskiego. Jest za to świetnie realizujący się system III RP, w którym odbiera się opozycji należne jej prawa. Ona nie jest dla władzy uprawnionym partnerem. Wyrzuca się ją na ulicę i oskarża o antysystemowe działania.
Mówi pan o projekcie „premier Gliński"?
Ten projekt był od początku oskarżany przez premiera i prezydenta o działanie wbrew regułom i mechanizmom demokratycznym. Choć to właśnie tak nieodpowiedzialne wypowiedzi świadczą o działaniu na szkodę demokracji. To niewiarygodne, że coś takiego mówi głowa państwa i szef polskiego rządu. Wskazywanie alternatywy programowej i personalnej to nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek opozycji. Zwłaszcza w sytuacji tak silnej kontroli władzy nad wszystkimi instytucjami, łącznie z całą urzędniczo-biurokratyczną machiną. Dziś poza taką kontrolą jest tylko NIK, ale i to niebawem się skończy, bo wkrótce wygaśnie kadencja prezesa Izby.
Takie są zapędy każdej władzy.
Nie do tego stopnia. Przykładem może być GUS, w którym wymieniono prezesa. Niezrozumiałe wcześniej przyczyny tej zmiany wyszły na jaw w momencie, kiedy pojawiły się niekorzystne dla rządu dane o wysokości PKB za rok ubiegły. Obecny prezes, zamiast powiedzieć, że wynik jest mniejszy, niż zakładano w budżecie, powiedział, że był on większy, niż się później spodziewano. To jest oczywiście humorystyczna forma manipulacji, ale nie za bardzo chce mi się śmiać.
Kto powinien rozstrzygnąć pańskie prawo do wystąpienia w Sejmie? W jednym z programów radiowych padła sugestia, że mógłby to rozsądzić Trybunał Konstytucyjny.
Trybunał Konstytucyjny orzeka zgodność ustaw z konstytucją. Regulamin Sejmu, na który powołuje się pani marszałek, jest dokumentem niższej rangi. Są zresztą sprawy ważniejsze do oceny przez TK. O moim wystąpieniu w Sejmie powinna więc decydować kultura polityczna. Dobrze realizowany demokratyczny obyczaj. Ale jeśli pani Ewa Kopacz, by uzasadnić nieprzyzwoitą decyzję o przyznaniu nagród dla Prezydium Sejmu, powołuje się na akty prawne sprzed 80 lat, to o czym tu mówimy?
Rząd techniczny jest nieznaną ofertą polityczną. Może stąd te problemy?
Problemy dotyczące mojego wystąpienia w Sejmie wynikają zarówno z braku dobrej woli i niechęci do równego traktowania stron politycznej debaty, jaki i niechęci do samej idei rządu ekspertów. Taki rząd jest powoływany w stanie przesilenia politycznego i kryzysu. Jeśli rządzący są niesprawni, nie potrafią rozwiązywać ważnych dla obywateli problemów i zasłaniają je propagandą, a jedynym celem jest utrzymanie władzy, dobrym rozwiązaniem jest właśnie rząd techniczny. On ma swoje słabości. Jego wielką siłą jest jednak to, że może się oprzeć na fachowcach i nie przejmować funkcjonariuszami z partyjnego nadania. Nie jest też zakładnikiem grup interesów. Może również podejmować niepopularne decyzje, których unikają partie polityczne z obawy przed utratą wyborców lub naruszeniem polityczno-biznesowego układu.