Jej Wysokość HGW
Druga kadencja Hanny Gronkiewicz-Waltz w stolicy przebiega bez sukcesów. Może dlatego pani prezydent coraz rzadziej wypowiada się w sprawach miasta. Wyręczają ją zastępcy
Siódma rano w parku fontann u podnóży warszawskiego Starego Miasta. Kilkuhektarowy plac cierpliwie odśnieżają dwa nowoczesne pługi. Co prawda zimą woda w fontannach nie tryska, ale najważniejszy jest sznyt. Dar dla mieszkańców stolicy od miejskiej spółki wodociągowej, który kosztował ponad 11 mln zł (budżet stolicy plus środki z UE), musi być wysprzątany na błysk. To, że pobliskich ulic się nie odśnieża, a ludzie na przystankach autobusowych toną w błocie i resztkach opadów, nie ma żadnego znaczenia. Podobnie jak ceny stołecznej wody, które należą do najwyższych w kraju.
Multimedialny park fontann na Podzamczu wolny od białego puchu. To przecież „miś na miarę naszych możliwości". Pomnik drugiej kadencji prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Popularnej HGW.
Obcy się nie pogrzeje
– Mam takie wrażenie, że druga kadencja pani prezydent przebiega pod znakiem totalnej arogancji władzy – mówi radny Dariusz Figura (PiS). Maciej Maciejowski, wyrzucony niedawno z partii Kaczyńskiego, jeden z najbardziej wyrazistych warszawskich samorządowców, nazywa to inaczej. – To duch pogardy dla tak zwanego zwykłego człowieka. Widać go na sesjach, gdy czasem jakiś zdesperowany mieszkaniec szuka ratunku u pani prezydent. Taki duch zresztą udziela się potem jej współpracownikom – przyznaje Maciejowski. Dla Marcina Rzońcy z Ruchu Palikota jest oczywiste, że podobne myślenie prezentują radni PO. – Nawet jeśli opozycja ma dobre pomysły, to trzeba je odrzucić, by pokazać swoją siłę – ocenia Rzońca. – Liczą się 33 szable Platformy w radzie. I kropka.
Bo w drugiej kadencji – inaczej niż w poprzedniej, gdy działała koalicja z SLD – partia rządząca sprawuje w stolicy władzę niepodzielną. Zaledwie w kilku z 18 dzielnic urzędują burmistrzowie spoza PO. Jak Piotr Guział, burmistrz Ursynowa, który wszedł w dzielnicową koalicję z PiS. – Chociaż Ursynów ma jedno z najlepszych wykonań budżetu, burmistrz może zapomnieć o nagrodzie od HGW. Nie jest swój. Nie ma też szans na synekurę w postaci rady nadzorczej w miejskiej spółce, jak inni burmistrzowie, na co dzień członkowie PO – wskazuje radny Maciejowski. Prezydencki przykład traktowania „nie swojego" Ursynowa schodzi na samorządowe doły. Niedawno jeden z radnych Platformy z tej dzielnicy głosował za obcięciem kilkuset tysięcy złotych na ursynowską kulturę. Sam przeciw sobie! – Bo mniej pieniędzy na kulturę to mniej szans dla niepokornego burmistrza, by się promować. Takie myślenie – tłumaczy opozycja, nie kryjąc ironicznego uśmiechu.
Księstwo warszawskie
Wiadomo: by rządzić, trzeba umiejętnie rozdawać konfitury. Te bowiem jak nic innego cementują swoich. W Warszawie sprawnie działa system podwójnej zależności wobec Hanny Gronkiewicz-Waltz. Z jednej strony jest pracodawcą burmistrzów wszystkich dzielnic, z drugiej – jako zastępczyni Donalda Tuska w PO – partyjną przełożoną większości z nich. Bo burmistrzowie to jednocześnie działacze lokalnych struktur. – Dla miasta to niedobra sytuacja, że zacierają się granice między interesem dzielnic a interesem partyjno-służbowym. Krótko nazwać ją można nepotyzmem – przyznaje Maciejowski. Marcin Rzońca dodaje: – W porównaniu z poprzednią kadencją widzę to, co nazwałbym megazmianą. Pani prezydent sprawia wrażenie, jakby Warszawa przestała ją interesować. Wygląda na zmęczoną i mało zajętą sprawnym zarządzaniem. Wysyła swoich zastępców albo dyrektorów z ratusza. Myślę, że rządzi dyrektoriat, a nie prezydent stolicy.
W Warszawie sprawnie działa system podwójnej zależności wobec Hanny Gronkiewicz-Waltz: służbowej i partyjnej
Dodajmy: bo może sobie na to pozwolić. Wszystko zostało bowiem dobrze poukładane. Chociaż po wygranych wyborach HGW obiecywała, że „nie będzie rozdawania politycznych posad i politycznego zarządzania w ratuszu", media od kilku lat piszą, że w tej dziedzinie jest w absolutnej czołówce polityków III RP. Nawet życzliwi Platformie działacze obywatelskich organizacji pozarządowych pytali publicznie: czy majątkiem miasta mogą dobrze zarządzać i pilnować go tylko działacze PO? Na to wygląda. Wystarczy zerknąć na upublicznioną przez gazety listę „miejskich konfitur". W kilkudziesięciu miejskich spółkach aż roi się od ludzi Platformy i bliskich współpracowników pani prezydent. Zasiadają w radach nadzorczych albo kierują miejskimi firmami. Zarobki od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie. Rekordzistą jest Marek Andruk, były burmistrz Woli, a obecnie prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Taksówkowego, gdzie rocznie dostaje ponad 150 tys. zł. Na liście są m.in. burmistrzowie i wiceburmistrzowie Żoliborza, Ursusa, Mokotowa, Białołęki, Bielan... Wszyscy członkowie jednej partii. Nadzorują sport, gospodarkę komunalną, kolej miejską. To ludzie o tak szerokiej wiedzy i kompetencjach, że jeśli stolica powoła kiedyś spółkę zajmującą się energią jądrową albo badaniami wpływu meteorytów na bezrobocie, z pewnością kadr nie zabraknie.