Najnowsza interwencja Uważam Rze

Historia

Proces zolnierzy Narodowych Sil Zbrojnych w 1948 r. Stanislaw Kasznica (na zdjeciu pierwszy od lewej), zostal skazany na czterokrotna kare smierci

Powrót bezimiennych

Rafał Kotomski

Tuż przed obchodami Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych IPN ujawnił nazwiska kilku zidentyfikowanych ofiar komunistycznej bezpieki. Ich szczątki odkopano podczas prac ekshumacyjnych na warszawskich Powązkach

Zespół Szwagrzyka to kilkanaście przeważnie młodych osób.

Archeolodzy i antropolodzy. Znakomicie przygotowani do swojej pracy, a jednocześnie niezwykle wrażliwi. Justyna Sawicka pracowała na Powązkach, a wcześniej podczas ekshumacji na wrocławskich Osobowicach. Jak się okazało, spoczywały tam szczątki kilkuset ofiar komunistycznych zbrodniarzy. Archeologom często towarzyszyły rodziny ofiar. Ludzie przychodzili z relacjami, opowiadali o swoich krewnych, pokazywali zdjęcia. Siennicka pamięta młodego człowieka, który pokazywał fotografię swojego dziadka. Przygnębiała ją świadomość, że po dobrze zbudowanym, młodym mężczyźnie zostały już tylko odkryte w ziemi resztki gnijącego ubrania i rozkładających się kości. – Wiem, że moi ludzie zawsze pracują z pełnym poczuciem wagi tego, co robią. To z reguły kilka morderczych tygodni, gdy mamy ręce pełne roboty. Nie można się oszczędzać ani pozostać obojętnym. Tak się po prostu nie da – tłumaczy szef zespołu badaczy.

Między IPN a radą kierowaną przez prof. Kunerta trwają właśnie ostatnie rozmowy na temat drugiego etapu prac ekshumacyjnych na Powązkach. Powinny się zacząć na początku kwietnia i potrwać do końca tego miesiąca. Zdaniem dr. Szwagrzyka pozwoli to na odkrycie pozostałych szczątków pochowanych na Łączce. Wówczas jesienią mogłyby ruszyć ekshumacje na kolejnej z warszawskich nekropolii, cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej na Mokotowie. Następny w kolejce jest cmentarz Bródnowski. W obu tych miejscach zbiorowo chowano ofiary komunistów w latach 1945–1948.

Tajemnica dwustu od „Bartka"

Nie zawsze praca zespołu Krzysztofa Szwagrzyka kończy się pozytywnym rezultatem. Zdarza się, że we wskazanych miejscach nie ma szczątków ofiar bezpieki. Tak było np. kilka miesięcy temu w Poznaniu przy ul. Niegolewskich. Mimo relacji i wskazówek źródłowych nie udało się odnaleźć tam osób zamordowanych przez miejscowe UB w czasach stalinowskich. Najbardziej tajemniczą sprawą pozostaje wciąż jednak los 200 członków oddziału Henryka Flamego, pseudonim „Bartek". Ci żołnierze wyklęci byli tuż po wojnie postrachem komunistycznej władzy na Podbeskidziu. Wsławili się m.in. zajęciem Wisły, gdzie 3 maja 1946 r. „Bartek" i jego podwładni, podlegający już wówczas komendantowi NSZ, Stanisławowi Kasznicy, zorganizowali defiladę na ulicach miasta.

Kilka miesięcy później UB przeprowadziła jednak akcję o kryptonimie „Lawina". Do najbliższego otoczenia „Bartka" wprowadzono dwóch agentów, którzy przedstawili się jako emisariusze z Zachodu. Mieli przeprowadzić antykomunistycznych bojowników poza granicę PRL. Dzisiaj już wiadomo, że około 200 żołnierzy „Bartka" zwabiono i zamordowano w kilku miejscowościach na Opolszczyźnie. – W jednym z tych miejsc urządzono dla nich kolację z alkoholem, a potem uśpiono. Środki nasenne osobiście wstrzykiwał im lekarz z UB w Katowicach. Żołnierzy mordowano sprawdzoną, bolszewicką metodą. Strzałem z bliskiej odległości w potylicę – opowiada Krzysztof Szwagrzyk. Inna grupa partyzantów została zapędzona do drewnianej stodoły i tam wysadzona w powietrze. Ludziom Szwagrzyka udało się odnaleźć fundamenty tej budowli i fragmenty wyposażenia oddziału. Mimo

intensywnych poszukiwań wciąż jednak nie wiadomo, gdzie znajdują się groby zamordowanych żołnierzy „Bartka". Ale pełnomocnik IPN nie zamierza się poddawać. – Zabójcy wrzucali partyzantów do zbiorowych mogił w wykopanych pospiesznie dołach. Wiemy, że znaleźli też swoiście genialny w swoim barbarzyństwie sposób na zatarcie śladów zbrodni. Na wrzucone do dołów ciała rzucili taką samą liczbę niemieckich nieśmiertelników wojennych, co liczba ofiar. Spodziewali się, że jeśli ktoś je odkopie, uzna, że to mogiła niemieckich żołnierzy – kończy opowieść Szwagrzyk.

Co ciekawe, sam Henryk Flame „Bartek" w 1946 r. prowadził prywatne śledztwo, poszukując swoich zdradzonych i zamordowanych żołnierzy. Bezskutecznie. W lutym 1947 r. postanowił ujawnić się komunistycznym władzom. Pod koniec tego roku Flamego zastrzelił w okolicach śląskich Czechowic milicjant Rudolf Dadak. Zbrodniarza nigdy nie osądzono. Inspirator mordu, oficer UB Henryk Wendrowski, w latach 60. został PRL-owskim ambasadorem w Kopenhadze. Zmarł kilkanaście lat temu jako „szanowany obywatel".

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Anna Czyżewska

O wynagrodzeniu bez tabu

Zdecydowana większość pracowników uznaje, że rozmowę o podwyżce powinien zainicjować szef. Polacy nie są mistrzami negocjacji. Strategia biznesowej polemiki to wizytówka przedsiębiorcy