Mit profilaktyki
Czy badania profilaktyczne faktycznie wydłużają życie? Czy nie są raczej wielkim szwindlem nowoczesnej medycyny?
Idea badań prewencyjnych jest prosta i w swej wymowie przekonująca: trzeba się badać, żeby wykryć chorobę w początkowym stadium. Łatwo i tanio można ją wtedy leczyć lub przynajmniej kontrolować. To, co podpowiada nam intuicja, nie zawsze jednak potwierdza się w praktyce. Przykładów w medycynie jest wyjątkowo dużo.
Brian Mulroney, były premier Kanady, miał 66 lat, gdy w 2005 r. poddał się rutynowym badaniom kontrolnym. Ponieważ do 1993 r. palił papierosy, chciał się upewnić, czy w jego płucach nie rozwija się przypadkiem jakiś guz. Zasadą jest, że gdy nowotwór zostanie wcześnie wykryty, leczenie jest najbardziej skuteczne. Obawy byłego premiera się potwierdziły: skanowanie przy użyciu tomografii komputerowej wykazało, że w płucach ma dwa małe guzy. Zrobiono operację, guzy usunięto. I zaczęły się nowe kłopoty. Doszło do powikłań z powodu zapalenia trzustki. Mulroneya trzeba było umieścić na oddziale intensywnej terapii. Spędził sześć miesięcy w szpitalu. A gdy go opuścił, miesiąc później musiał do niego wrócić, bo konieczna była kolejna operacja. Tym razem usunięto cystę trzustki, efekt stanu zapalnego.
Nie byłoby w tym nic szokującego, gdyby byłego premiera uchroniono przed zaawansowanym rakiem płuca, a tym samym przed niechybną śmiercią. Nowotwór płuca jest jednym z najbardziej śmiertelnych: nie więcej niż 15 proc. chorych przeżywa pięć lat. Wykryte w płucach Mulroneya guzy wcale jednak nie były złośliwe. Nie ma nawet pewności, czy operacja w ogóle była potrzebna. Były premier Kanady, który od kilku lat choruje również na cukrzycę, nie jest wyjątkiem. Podobne historie przydarzają się pacjentom w naszym kraju. I nie dotyczą wyłącznie VIP-ów, którzy są nadgorliwie badani.
69-letnia mieszkanka Warszawy regularnie poddawała się kolonoskopii z powodu polipowatości rodzinnej. Już podczas pierwszego badania wykryto u niej kilka polipów, które usunięto. Pięć lat później przeszła kolejną kolonoskopię. Znowu znaleziono polipy, większe niż poprzednie. Tym razem pobrano jedynie wycinek i wysłano do analizy histopatologicznej, która wykazała, że są to już zmiany złośliwe, wymagające natychmiastowej operacji. Pacjentce wycięto 17 cm jelita grubego i zgodnie z procedurą wysłano do ponownego badania histopatologicznego. Okazało się, że guzy nie były złośliwe! Operacja była niepotrzebna. Na dodatek wdało się zakażenie szpitalne wyjątkowo oporne na leczenie. Chora przez ponad pół roku krążyła między domem, szpitalem i przychodnią. Infekcję udało się wreszcie opanować, ale niewiele brakowało, by jej nie przeżyła.
Jeszcze kilka lat temu Andrulla Wasiliu, ówczesny unijny komisarz ds. zdrowia, przekonywała, że prewencja to najskuteczniejszy i najtańszy sposób ograniczenia do minimum zgonów na raka. Przed kilkoma dniami tę samą myśl powtórzyła prezes NFZ Agnieszka Pachciarz. „Im więcej pieniędzy przeznaczymy na profilaktykę, tym mniej na leczenie" – powiedziała podczas VII Forum Liderów Organizacji Pacjentów. Według NFZ w kolejnym narodowym programie leczenia chorób nowotworowych większy nacisk należy zatem położyć na profilaktykę i badania przesiewowe.
Zaprzecza temu opublikowany niedawno raport ekspertów Trust for America's Health (TFAH), organizacji zajmującej się promocją zdrowia. Stwierdza się w nim, że brak dowodów na to, by wszystkie badania profilaktyczne były potrzebne i wydłużały życie. Wiele z nich nie jest uzasadnionych ani pod względem medycznym, ani ekonomicznym. Są jedynie korzystne dla tych, którzy za ich wykonanie inkasują pieniądze.
W błędzie są ci, którzy sądzą, że dzięki lepszej profilaktyce można zmniejszyć wydatki na leczenie. To nieporozumienie – twierdzi Austin Frakt, ekonomista Boston University. Błędne jest również przekonanie, że badania profilaktyczne nikomu krzywdy nie wyrządzają, poza nielicznymi wyjątkami.