Psychologia służb
Kandydaci na agentów najbardziej boją się rozmowy z psychologiem. Przypomina ona ciężkie przesłuchanie
Proszę dokończyć zdanie: »Mój ojciec mógłby...". Wolałbyś być artystą czy inżynierem?« – na takie pytania w gabinecie psychologa musiał odpowiedzieć znajomy z Biura Ochrony Rządu, zanim przyjęli go do służby. Do dziś się zastawia, co one właściwie oznaczały i co miały o nim powiedzieć. O badaniach nikt z naszych znajomych nie chce się wypowiadać pod nazwiskiem. Każdy – obojętnie, czy przeszedł je pomyślnie czy też odpadł – musiał podpisać dokument o zachowaniu całej procedury w tajemnicy, pod groźbą odpowiedzialności karnej.
O przyjęciu do dowolnej służby specjalnej, policji czy wojskowych oddziałów specjalnych decyduje w pierwszym rzędzie psycholog. Kandydata do którejkolwiek z tych formacji czeka długie wypełnianie testów osobowościowych, badania i rozmowy ze specjalistami. To naturalne. Nikt nie chce, by ktoś nie do końca zrównoważony biegał z bronią. W niektórych jednostkach bycie „normalnym" nie wystarcza. Tam, gdzie trzeba funkcjonować w ciągłym napięciu, we wrogim środowisku, gdy nie wiadomo, skąd padnie następny strzał, kryteria są i muszą być wyższe.
Ocena psychologa jest ostateczna. Nie ma powtórki, nie można się też odwołać. To znaczy – jest taka możliwość, ale jest ona czysto formalna. Każdy ma tylko jedną szansę i gorszy dzień może już na starcie przekreślić jego karierę. – Zgodnie z rozporządzeniem prezesa Rady Ministrów kandydat do służby w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przechodzi podczas procesu rekrutacji badania psychologiczne. Są one jednostopniowe. Nie ma procedury odwoławczej od wyników badań – potwierdza nasze informacje rzecznik prasowy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego ppłk Maciej Karczyński. Funkcjonariusze służb są jednak zgodni. – Nie może być inaczej. Gdy działamy, to muszę mieć pełne zaufanie do partnera, który mnie osłania. Nie mogę się zastanawiać, czy ma dziś taki czy inny nastrój – mówi „Uważam Rze" funkcjonariusz BOR, który odbył służbę w Afganistanie.
Wolna amerykanka
Do badań warto podejść poważnie i nie liczyć na poczucie humoru psychologa. – Znajomy z policji chciał iść do AT (policyjne oddziały antyterrorystyczne – przyp. red.). Tam – wiadomo – psycholożka. Fajna taka, młoda. Zaczął ją trochę bajerować. Ona się go pyta, co robi w cywilu. Odpowiada, że lata na glidzie, czyli na lotni. I z uśmiechem do niej – jak pani chce, to mogę panią przelecieć na glidzie. I tak się skończyła jego kariera – opowiada nam długoletni funkcjonariusz BOR. Sam ewaluację psychologiczną przechodził wielokrotnie. Ostatnio po powrocie z Afganistanu. – Siedzi idiotka i pyta, czy byłem w Afganistanie. Tak. Czy byłem pod ostrzałem? Nie. Czy sam strzelałem? Nie. Czy byłem ranny? Nie. Czy widziałem, jak raniono moich kolegów? Nie. Po co ona się pyta, jak ma przed sobą wypełnioną przeze mnie ankietę, gdzie były wszystkie te odpowiedzi? – zastanawia się.
Psychologowie często nie mają najlepszej opinii wśród funkcjonariuszy służb specjalnych. Zwykle dlatego, że operacyjni nie rozumieją zasad, którymi kierują się badający ich doktorzy. Czasem jednak podejrzliwość badanych ma uzasadnienie. Zawód psychologa nie jest uregulowany przepisami. Nie istnieją żadne ogólne procedury – każda instytucja sama je określa. Z lepszym lub gorszym skutkiem. – W tej chwili jest de facto wolna amerykanka. Psychologowie nie mają ani żadnych ograniczeń w zakresie stosowania metod diagnozowania. Nie ponoszą również odpowiedzialności cywilnej czy karnej za wydawanie nierzetelnych opinii. To jest problem do tej pory nierozwiązany. W służbach specjalnych słyszałam o jednym poważnym incydencie. Ale problem ten niewątpliwie istnieje, choćby w sądownictwie, w przypadku gdy sąd prosi o wydanie opinii psychologicznej przez biegłego – twierdzi dr Barbara Gujska, prezes stowarzyszenia Stop Manipulacji.