
Kiedy politycy śpią, budzi się kino
Gaz łupkowy was zabije. Wszystkich
Drodzy Zachodniopomorzanie: wykosztujcie się na bilet do kina i zobaczcie, co spece od gazu łupkowego wam szykują
Natomiast jeśli jakiś gorliwiec zechce uświadamiać miejscowych, co im grozi i co im się w zamian należy, słyszy refren: „Pamiętajcie, z kim zadzieracie. Nasza korporacja jest warta 28 miliardów". Znaczy: może was „połknąć" i nawet tego nie zauważy.
Substancje smoliste drapią w gardle
Jeszcze raz rzeczony Steven Soderbergh nam się przydaje. Tym razem z filmem „Informator" (1999). Wziął otóż pod lupę korporacje tytoniowe. Nie szkodzi, że te nie ryją w glebie. Szkodzą tak samo jak poprzednie i tak samo bronią własnego pupska kosztem ubogich i otumanionych. Oto naukowiec od mieszanek tytoniowych, a właściwie laborant, trybik w machinie korporacji. Każą mu dodawać do papierosowego tytoniu ileś tam smolistych ingrediencji, żeby dymek smakował bardziej słodko, więc dodaje. A że to trucizna? Że koncern jednocześnie trąbi w mediach, iż jego „wyroby" są eko i najzdrowsze? Niech mu będzie. Trybik ma na utrzymaniu rodzinę i kredyty do spłacenia, musi chodzić na krótkiej smyczy. Ale nagle sprawy przybierają zły obrót i trybika nagle zwalniają. I to mu dobrze robi na sumienie. Teraz te wszystkie krwawe substancje, które tonami mieszał z tytoniem, zaczynają go w gardle drapać jakoś bardziej. I zaczyna sypać.
Oczywiście nie pierwszemu lepszemu dziennikarzynie, którego skusi „kopertowe" i sztanga darmowych papierosów, tylko idealiście rodem z niepokornych lat 60. (o twarzy Ala Pacino), co to jest nisko opłacany, ale mu specjalnie nie zależy. I jak się obaj sfazują, to stawiają czoła – nie zgadną państwo – „siedmiu krasnoludkom". Czyli najważniejszym amerykańskim producentom tytoniu, którzy przed Kongresem przysięgali, że ich papierosy „nie zawierają substancji toksycznych", choć było akurat odwrotnie. Zaczyna się znajoma jazda. Koncerny nie odpuszczają. Szczują na niefortunnego „informatora". Do tego stopnia, że opuszcza go żona, która mu nadskakiwała, gdy był na ciepłej tytoniowej posadce. A jego zeznania, które miał wyemitować ów szalejący reporter, wędrują na redakcyjną półkę. Bo nie ma nic łatwiejszego dla korporacji niż uciszyć jedną czy drugą instancję medialną. I tu się – oczywiście – wtrąca Hollywood. Bo ten samotny, niezależny i podle płatny dziennikarz odwija się jednak i wywalcza prawdę. Bla, bla, bla. Nawet jak to się zdarzyło w Ameryce, co podobno prawda, to nie łudźmy się. U nas to się nie przyjmie.
Dowody? Do pewnego momentu nie traciliśmy nadziei, że i nasze kino gdzieś tam i kiedyś tam podobny skandal wyciągnęło. Tylko nam się ten film zawieruszył w dziurawej pamięci. Szukamy, szukamy. Co internet wyrzucił na temat drążenia wątpliwych substancji? Komedię (ha, ha, ha!) „Pokaż kotku, co masz w środku". O badaniu ginekolo. To jedyna interwencja filmu polskiego w naturalne środowisko. Zostańcie z Bogiem, dobrzy ludzie.