
Ostatnia wojna o Lenina
Ukraińcy rozpoczęli likwidowanie komunistycznych i sowieckich symboli. Na przekór władzy
O tym, że akcja była zaplanowana, zdaniem komentatorów politycznych miało świadczyć to, że kontrolowany przez ekipę Wiktora Janukowycza sąd konstytucyjny niemal natychmiast, bo już w czerwcu 2011 r., skasował kontrowersyjną ustawę, ponieważ uznał, że jest sprzeczna z konstytucją.
Ostatnia rubież
Akcja niszczenia symboli komunizmu na Ukrainie rozszerza się z dnia na dzień. Kilka dni po wydarzeniach w Ochtyrce w miejscowości Oktiabrskoje (Październikowe) – leżącej w tym samym obwodzie sumskim – nieznani sprawcy odrąbali głowy figurom Lenina i Nadieżdy Krupskiej, a rada miejska w Sumach podjęła uchwałę, w której już oficjalnie zdecydowała o zburzeniu dwóch stojących jeszcze w mieście pomników wodza rewolucji.
Władze coraz bardziej tracą pozycję w walce o rząd dusz we wschodniej Ukrainie. I mają tego świadomość. Dlatego zaostrzenie konfliktu to tylko kwestia czasu. Już teraz ze strony przedstawicieli władz padają wręcz głosy sugerujące konieczność użycia partyjnych bojówek.
Kilka dni temu ze specjalną misją do leżącego na wschodzie Ługańska przyjechał sam Aleksandr Jefremow, szef parlamentarnej frakcji rządzącej Partii Regionów. Na posiedzeniu tamtejszej rady obwodowej ostro wystąpił przeciwko „pomocnikom neonazizmu" w najbardziej zrusyfikowanym regionie kraju. Dostało się merom kilku miast, którzy pozwolili politykom opozycyjnej, nacjonalistycznej partii Swoboda na spotkania z mieszkańcami w należących do władz lokalnych pomieszczeniach, a także temu, który po prostu zorganizował opozycyjnemu parlamentarzyście objazd po zarządzanym przez siebie terenie.
Jak doniosły media, zagrzani przez Jefremowa do boju lokalni deputowani zaproponowali, by przygotować się na ewentualny przyjazd do miasta „faszystowskich młodzieńców, którzy mogą zniszczyć nasze wartości architektoniczno-kulturowe".
Tymczasem zwykli mieszkańcy Ukrainy, nie zważając na działania polityków, na swój sposób radzą sobie z sowieckim bagażem. Położony na wschodzie kraju Dniepropietrowsk swoją dzisiejszą nazwę zawdzięcza bolszewickiemu namiestnikowi Grigorijowi Pietrowskiemu – w latach 1920–1938 pełniącemu funkcję szefa rządu sowieckiej Ukrainy. Jednak oficjalną nazwę można dziś znaleźć niemal tylko w dokumentach i usłyszeć od przybyszów. Dla ogółu Ukraińców miasto to po prostu Dniepr. W ten sposób język potoczny zdekomunizował nazwę szybciej, niż zrobiliby to politycy. Podobny los spotka zapewne i sowieckie pomniki. Jeśli politycy nie porozumieją się, co z nimi zrobić, po prostu rozsypią się ze starości.