Ziemia na celowniku
Zderzenie z dużą planetoidą może doprowadzić do globalnej katastrofy. Aby jej uniknąć, musimy odpowiednio wcześnie wykryć zagrożenie
Kilka tygodni temu światowe media obiegła informacja o zbliżającej się do Ziemi planetoidzie oznaczonej symbolem 2012 DA14. Ten niewielki odłamek skalny wielkości budynku mieszkalnego (40 metrów średnicy) wywołał wiele spekulacji i spowodował ogromne zainteresowanie zarówno wśród miłośników astronomii, jak i naukowców zajmujących się badaniami Układu Słonecznego. Astronomowie kilka dni po odkryciu planetoidy wiedzieli, że zbliży się ona na rekordowo bliską odległość od Ziemi, przelatując bliżej naszego globu niż krążące w odległości 36 tys. km satelity geostacjonarne zapewniające łączność na naszej planecie. Zapewne stałaby się ona kolejną atrakcją nocnego nieba, przyciągającą jedynie miłośników astronomii, gdyby nie fakt, że kilkanaście godzin wcześniej nieco mniejszy odłamek skalny wpadł do atmosfery i spowodowały niespotykane dotychczas zniszczenia.
Nikt nie jest bezpieczny
Jak obliczyli naukowcy z NASA, meteoryt wielkości ciężarówki, który przeleciał i rozpadł się nad środkową Syberią, nie miał nic wspólnego z planetoidą 2012
DA14. – To niezwykły zbieg okoliczności, niespotykany w kosmicznej skali. Mam nadzieję, że właśnie dzięki temu uświadomimy sobie dwa podstawowe fakty. Po pierwsze, że nakłady na badania kosmosu są za małe, w szczególności w naszym kraju. Realnym zagrożeniem może być nie tylko bezpośrednie trafienie, ale i fala uderzeniowa powstająca w wyniku eksplozji meteoroidu, tak jak to było w przypadku meteorytu tunguskiego czy ostatnio nad Czelabińskiem. Pod drugie, że istnieje realne zagrożenie dla Ziemi ze strony niewielkich planetoid. To zagrożenie dotyczy także naszego kraju. Dzisiaj nikt nie jest bezpieczny – twierdzi prof. Maciej Mikołajewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, redaktor naczelny „Uranii", pisma w całości poświęconego astronomii.
W Czelabińsku rannych zostało ponad 1300 osób. Poranny przelot 15 lutego 2013 r. fragmentów rozpadającej się asteroidy o średnicy kilkunastu metrów spowodował powstanie fali uderzeniowej, która była odpowiedzialna za większość zniszczeń. Powybijane szyby oraz fragmenty budynków poraniły pieszych na ulicach oraz dzieci przebywające w szkołach.
Meteoryt czelabiński wszedł w atmosferę pod niewielkim kątem. Przeleciał nad dużym obszarem, wytracając energię i rozpadając się po drodze. Gdyby kąt wejścia w atmosferę był większy, zniszczenia mogłyby być dużo poważniejsze. Dotychczas udało się znaleźć kilka tysięcy drobnych fragmentów meteorytu, największy o średnicy kilku centymetrów.
Według profesora dr. hab. Arkadiusza Olecha z Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika Polskiej Akademii Nauk wydarzenia nad Czelabińskiem trudno porównać do znanego prawie wszystkim upadku meteorytu tunguskiego. W 1908 r. w Ziemię uderzył fragment komety o średnicy kilkudziesięciu metrów, który rozpadł się kilka kilometrów nad powierzchnią gruntu. Fala uderzeniowa powaliła drzewa w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Najprawdopodobniej nikt nie zginął i nie został ranny. Najbliższe zamieszkałe miejscowości były oddalone od miejsca zdarzenia o kilkaset kilometrów. – Gdyby takie zdarzenia nastąpiło nad Polską, w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od epicentrum zginęłoby nawet milion mieszkańców, a zniszczenia byłyby trudne do oszacowania – twierdzi prof. Arkadiusz Olech.
Meteoryt, który rozpadł się nad Czelabińskiem, był dużo mniejszy i nie wywołał takich skutków, ale i tak wiele osób zostało przewiezionych do szpitala, a szkody materialne oceniono na ponad 100 milionów złotych. Gdyby spadł kilka godzin później, szkody byłyby znacznie poważniejsze. Meteoryt rozpadłby się wtedy nad bardziej zaludnioną Skandynawią lub północną Szkocją.
Naukowcy twierdzą, że co kilkadziesiąt milionów lat na Ziemi następuje masowe wymieranie niemal wszystkich organizmów. Za część z nich odpowiedzialne są czynniki ziemskie, np. erupcje potężnych wulkanów. Jednak najpoważniejsze zagłady organizmów, w tym zagłada dinozaurów sprzed 65 milionów lat, spowodowane były upadkami ogromnych planetoid i komet. Upadek planetoidy w rejonie półwyspu Jukatan o średnicy kilku kilometrów spowodował powstanie ogromnego krateru o średnicy ponad 150 km, co wyzwoliło potężną ilości energii. Do atmosfery uniosły się miliardy ton pyłu, gazów i stopionych skał podczas upadku, co utrudniło na wiele lat dostęp promieni słonecznych do powierzchni Ziemi. Niektórzy badacze uważają, że na Ziemię w różnych miejscach spadło wtedy kilka dużych fragmentów jednej rozerwanej wcześniej planetoidy.