Zabójcze dotacje
Unijne fundusze mające zwiększać innowacyjność polskich firm rozwijają tylko biurokratyczne know-how w wyciąganiu publicznych pieniędzy
Natomiast unijne pieniądze na prawdziwe innowacje omijają Polskę. Pod koniec 2012 r. przez media przewinęła się informacja o pewnej polskiej uczonej, która jako jedyna z naszego kraju dostała duży grant (1,2 mln euro) na badania od Europejskiej Rady Badawczej, na której budżet składają się wszystkie unijne kraje proporcjonalnie do wielkości. Polka była jedną z... 536 nagrodzonych, podczas gdy Polska przekazała pieniądze co najmniej na 42 granty. W tym roku jest jeszcze gorzej. 22 stycznia ERB przyznała 302 naukowcom granty na zaawansowane projekty naukowe – w sumie 680 mln euro. Jak łatwo obliczyć, średnio każdy dostał ponad 2 mln euro. Nie było wśród nich ani jednego naukowca z Polski, choć jako podatnicy zapłaciliśmy aż za 24 granty.
A może innowacyjne są dotacje w ramach programu operacyjnego „Kapitał ludzki"? Raczej trudno na to liczyć, bo z danych Ministerstwa Rozwoju Regionalnego wynika, że w 80 proc. beneficjentami tego programu jest biurokracja: samorządy, ministerstwa i inne urzędy. A czy ktoś widział innowacyjną biurokrację? Z pewnością miejsca Polski w rankingu innowacyjności nie poprawią także 103 mln zł, które Bruksela dała na rozwój sieci fotoradarów w naszym kraju.
– Polscy urzędnicy zbudowali patologiczny system transferowania pieniędzy do firm, który niszczy innowacyjność, a umacnia władzę. Spadliśmy w rankingu innowacyjności Światowego Forum Ekonomicznego o kilkadziesiąt miejsc. Odsetek firm innowacyjnych spadł z 24 proc. w 2006 r. do 17 proc. obecnie – komentuje prof. Krzysztof Rybiński. – Istniejący system jest tak patologiczny, że nie da się go naprawić. Jeżeli nadal będziemy tak działać, to nieliczne iskierki innowacyjności też zostaną zamordowane przez aparat urzędniczy – dodaje.
A 390 mln euro znacznie lepiej mógłby wykorzystać sektor prywatny, gdyby tych pieniędzy nie zabrano mu w podatkach.