
Negowanie polskości Lwowa to droga donikąd
Wywiad z profesorem Stanisławem Sławomirem Nicieją, historykiem, rektorem Uniwersytetu Opolskiego
Oficjalny informator turystyczny Lwowa, wydany właśnie przez władze tego miasta, o Polakach nie wspomina. Ukraińscy przewodnicy oprowadzający polskie wycieczki po Lwowie mówią, że w listopadzie 1918 r. obrońcami miasta byli siczowi strzelcy atamana Wytowskiego. Czy pan, historyk, autor wielu książek o Kresach, jest tym zdziwiony?
Rzeczywiście, na terenie dzisiejszej Zachodniej Ukrainy, gdzie głównym miastem jest Lwów, obserwujemy w bardzo licznych publikacjach irytujące nas, Polaków, nacjonalistyczne oceny. Pojawiają się opinie, że Polacy nic nie zrobili dla tych ziem, że byli tylko i wyłącznie okupantami. Pod względem mentalnym przypomina to podejście, jakie u nas panowało w czasach PRL w oficjalnym dyskursie propagandowo--historycznym: nie można było wówczas wymienić nazwy Breslau czy Oppeln ani opisywać niemieckich wątków historii Dolnego lub Górnego Śląska z jakąkolwiek nutą sympatii bądź uznania. Obecna próba zamazania polskiej historii Lwowa czy innych miast dawnej Małopolski Wschodniej wynika zapewne z ukraińskiej traumy, która trwa do dzisiaj. Pamiętajmy, że przez 600 lat Lwów był wyjątkowo mocno wpisany w historię Polski, żyły w tym mieście pokolenia Polaków, kreując zadziwiające zjawiska w nauce, kulturze i gospodarce. To było multikulturowe miasto zatartych granic. Jednak przy wielości zamieszkujących Lwów nacji miasto to miało zawsze mocny aromat polskości, który po 1945 r. został unicestwiony przez gwałtowną, represyjną depolonizację. Wtedy właśnie powstało założenie, że wszystko, co polskie we Lwowie, trzeba ukryć i zamazać. I tak o czasach polskich zaczęło się mówić i pisać z użyciem kryptonimu „czasy austriackie": tam była Austria, monarchia Habsburgów, to był Lemberg. Na czym polega nadużycie? Otóż w tym Lembergu właściwie wszyscy mówili po polsku, język polski – nie niemiecki – był językiem urzędowym, prezydentem miasta był Polak, namiestnikiem Galicji był Polak, dyrektorami gimnazjów byli Polacy, szefem poczty był Polak i tak dalej... Politycznie Polski rzeczywiście na mapie Europy nie było, ale żywioł Lwowa, jego kultura, jakość ludzi, którzy tam mieszkali – to wszystko było w ogromnej przewadze polskie. Pamiętajmy, że w połowie XIX w., a zwłaszcza po 1870 r., Polacy po raz pierwszy obronili Lwów i w fenomenalny sposób zepchnęli Ukraińców na drugo-, trzeciorzędne pozycje. Przecież wtedy Ukraińcy też mieli szansę sprawę inaczej rozegrać, bo na samym początku po zajęciu Galicji w 1772 r. (I rozbiór Polski) Austriacy zgermanizowali Lwów, próbowali narzucić w nim swój ryt. I Polacy się odbili, odzyskali przestrzeń kulturową, wywalczyli autonomię, spolszczyli urzędy, a Ukraińcy spóźnili się ze swoim przebudzeniem narodowym.
Czy z tego wynika, że obecne zachowania Ukraińców wynikają ze świadomości, iż w konfrontacji z polską kulturą zawsze przegrywali?
– Na Ukrainie wciąż mamy do czynienia z kompleksem, który owocuje wymazywaniem polskości. Mam jednak nadzieję, że coraz częściej będą się pojawiały poważne opracowania ukraińskie, w których to zjawisko będzie ustępowało, że Ukraińcy dojrzeją do pokazywania i opisywania Lwowa zgodnie z prawdą historyczną. Nam, Polakom, już dziś nie przeszkadza, że Niemcy uważają część historii Wrocławia, Szczecina czy Opola za swoją. Ukraińcom wciąż przeszkadza polskie poczucie historycznej i kulturowej własności Lwowa czy Stanisławowa – myślę, że jest to jeszcze kwestia pokoleń i czasu, który to znormalizuje. Takie mam przekonanie, może zbyt optymistyczne.
Wykreślanie w Polsce niemieckiej przeszłości na przykład Wrocławia czy Górnego Śląska to epoka komunizmu. Kiedy weszliśmy w czas wolności, bardzo szybko to zmieniliśmy. Dzisiaj w wielu miastach Śląska polscy historycy odwołują się przede wszystkim do dziedzictwa niemieckiego, mniej uwagi poświęcają żywiołowi polskiemu. Tymczasem Ukraińcy, wychodząc z komunizmu, niejako pozostawili jego „politykę historyczną". Do tego dołożyli od siebie recydywę ideologii ukraińskiego nacjonalizmu. Czy polska strona powinna reagować – a jeśli tak, to w jaki sposób – na gloryfikację sprawców ludobójstwa dokonanego przez OUN/UPA na Kresach Wschodnich?