Centralne Biuro (Anty)korupcyjne
Dlaczego z CBA w Gdańsku odeszli kluczowi agenci zajmujący się tzw. aferą sopocką?
Jerzy Stankiewicz uchodzi za jednego z najbliższych współpracowników Pawła Wojtunika, szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Obaj znają się jeszcze z czasów pracy w Centralnym Biurze Śledczym. Stankiewicz od lipca 2010 r. kieruje delegaturą CBA w Gdańsku. Po jego nominacji z pracy w trójmiejskim biurze zrezygnowali jego najważniejsi agenci – ci, którzy zajmowali się m.in. głośną aferą z udziałem związanego z PO prezydenta Sopotu. I choć na pozór ich odejście może wyglądać na karę za udział w tym dochodzeniu, to faktycznie może mieć związek ze znacznie mroczniejszymi tajemnicami, jakie są udziałem gdańskiej delegatury CBA.
Niewygodne znajomości
W sobotę 12 lipca 2009 r. „Rzeczpospolita" na stronach internetowych ujawniła nagranie korupcyjnej propozycji, jaką trójmiejskiemu przedsiębiorcy Sławomirowi Julkemu miał złożyć Jacek Karnowski, prezydent Sopotu. Dwa dni po publikacji dziennika śledztwo w tej sprawie wszczęła delegatura Prokuratury Krajowej (później Wydział V Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku). Od samego początku w postępowanie zaangażowana była delegatura CBA w Trójmieście. W biurze nad śledztwem pracowało trzech agentów. – Ich liczba w zależności od zadań, które im powierzaliśmy, zmieniała się, ale trzon grupy tworzyły trzy osoby – mówi nam osoba znająca kulisy śledztwa. Za rozpracowanie tzw. afery sopockiej w gdańskim biurze odpowiadał naczelnik pionu śledczego R., jego zastępca A. oraz agenci tego wydziału W. i K. (inicjały agentów zostały zmienione – red.). W postępowanie zaangażowany był też ówczesny szef delegatury CBA Wiesław Jasiński. Jednym z wątków badanych przez CBA była sprawa niejasnych kontaktów prezydenta Sopotu i Włodzimierza G., znanego dilera samochodów z Trójmiasta, z przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości. – Nie udało nam się znaleźć nic istotnego pod kątem procesowym – mówi enigmatycznie nasz informator pytany o ten wątek.
W 2010 r. w CBA doszło do roszad. Nowym szefem biura został oficer CBŚ Paweł Wojtunik. W ślad z tą nominacją nastąpiły zmiany na stanowiskach szefów poszczególnych delegatur CBA. W Trójmieście dyrektorem biura został Jerzy Stankiewicz, także były oficer CBŚ. Jako nowy szef biura w Gdańsku Stankiewicz napisał pismo do Wydziału V Prokuratury Apelacyjnej w tym mieście z wnioskiem o wyłączenie go z prowadzonego śledztwa w sprawie tzw. afery sopockiej. – Tłumaczył tę prośbę swoją bliską znajomością z Włodzimierzem G., podejrzanym w tej sprawie dilerem – mówi nasz informator. Włodzimierzowi G. trójmiejscy śledczy zarzucali wręczenie korzyści majątkowej prezydentowi Sopotu Jackowi Karnowskiemu. Po otrzymaniu pisma prokuratura wyłączyła Stankiewicza ze śledztwa. Informację potwierdziła nam Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku i Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA. – Włodzimierz G. był wtedy jednym z najbardziej znanych dilerów na Pomorzu. Pan Stankiewicz najprawdopodobniej poznał go, gdy jego syn był przesłuchiwany w charakterze świadka przez funkcjonariuszy CBŚ w sprawie prowadzonej przez białostocką prokuraturę. Dlatego po przyjściu do CBA, zgodnie z panującymi standardami, wyłączył się ze śledztwa – wyjaśnia Dobrzyński.
Pospieszne choroby i emerytury
Inaczej całą sprawę opisują nasze źródła z trójmiejskiego wymiaru sprawiedliwości. Wygląda na to, że podwładnym te przypadkowe ponoć znajomości nowego szefa jednak przeszkadzały. – Po nominacji Stankiewicza w gdańskiej delegaturze CBA zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Agenci, którzy z nami pracowali przy sprawie sopockiej, nagle zaczęli odchodzić z biura – ujawnia nasz rozmówca. Dwa dni po przyjściu Stankiewicza z pracy w delegaturze zrezygnował R., naczelnik wydziału śledczego. Wkrótce odszedł też agent W. – oficjalnie na zwolnienie lekarskie (przebywał na chorobowym blisko rok, a dziś pracuje w Warszawie). Niedługo później do dyspozycji szefa CBA został przeniesiony zastępca R. – agent A., kolejny z grupy zajmującej się tzw. aferą sopocką (potem trafił do delegatury CBA w Szczecinie, a dziś w ogóle nie pracuje już w firmie). – Jak tylko do pracy przyszedł Jerzy Stankiewicz, pan R. najwyraźniej nie chciał z nim współpracować. A jak wiadomo, z niewolnika nie ma pracownika – tłumaczy Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy CBA. Poprzednik Stankiewicza na stanowisku szefa trójmiejskiego CBA, Wiesław Jasiński, najpierw został szefem kadr CBA w Warszawie, ale po kilku miesiącach napisał raport z prośbą o zwolnienie go ze służby i odszedł na emeryturę.