Odkrycie Bondaryka
Były szef ABW Krzysztof Bondaryk wolał się zajmować Prawem i Sprawiedliwością niż „uśpionymi” sowieckimi agentami
Tydzień temu zrobiło się głośno z powodu ujawnienia raportu o dawnej współpracy SB z sowieckim KGB, przygotowanego przez ABW jeszcze za rządów Krzysztofa Bondaryka. Raport sensacyjnie komunikuje, że w latach 1970–1990 prawie 600 funkcjonariuszy PRL-owskiego resortu spraw wewnętrznych odbyło kursy organizowane przez KGB, co może być zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski. Jeśli w ostatnich 20 latach ktoś zwracał uwagę na podobne ryzyko, uważany był za wariata cierpiącego na nieuleczalną antyrosyjską fobię.
Kiedy w lutym 2007 r. opublikowany został raport z weryfikacji WSI i podano w nim nazwiska 295 oficerów tej służby, którzy w przeszłości odbyli studia i kursy w Związku Sowieckim oraz innych krajach komunistycznego byłego bloku, rozpętała się afera, że z powodu tej publikacji służby wojskowe stracą możliwość skutecznego działania. Politycy PO podnosili ten argument w swoim kontrraporcie przygotowanym przy współpracy kilku byłych oficerów WSI, którzy także odbyli sowieckie kursy i szkolenia. Mało tego – w 2008 r. ABW rozpętała wokół działającej jeszcze Komisji Weryfikacyjnej WSI korupcyjną aferę, posługując się byłymi oficerami PRL-owskich wojskowych służb podejrzewanymi o współpracę z rosyjskimi służbami. Wówczas ukończenie sowieckich kursów i uzasadnione podejrzenia o współpracę z Rosjanami nie miały żadnego znaczenia.
ABW, której szefował Bondaryk, nie widziała także takich zagrożeń, gdy do polskiego MSZ zaczęli wracać absolwenci sowieckich uczelni i obejmować placówki dyplomatyczne. Wielomiesięczne pobyty w ośrodkach kontrolowanych przez KGB lub rosyjski wywiad wojskowy GRU wiązały się bowiem ze zbieraniem tzw. haków na kursantów, co z kolei ułatwiało ich werbunek. Ale Sowieci nawet po przeprowadzeniu werbunku nie od razu korzystali z ich pomocy. Zwerbowani bardzo często pozostawiali w „uśpieniu" przez wiele lat. Proces ich uaktywniania zaczął się tak naprawdę dopiero po wyprowadzeniu sowieckich wojsk z Polski. To wtedy rosyjskie służby specjalne zaczęły „budzić" pozyskanych kiedyś na kursach polskich agentów.
Przez pięć lat swoich rządów Bondaryk nie zajmował się specjalnie kontrwywiadem na kierunku rosyjskim. Bardziej interesował się Prawem i Sprawiedliwością. Gdyby Bondarykowi rzeczywiście zależało na rozwiązaniu problemu absolwentów kursów organizowanych przez sowieckie służby, zapewne zrobiłby to o wiele wcześniej. A na pewno zwróciłby uwagę prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, że absolwent GRU gen. Marek Dukaczewski to nie jest właściwe towarzystwo dla głowy państwa.