Niebezpieczne zabawy z prawdą
Historia to polityka robiona wstecz – mawiał Józef Stalin. Sowiecki dyktator przez całe swoje życie redagował historię.
Najpierw wbrew faktom nakazał opisywanie siebie jako twórcy rewolucji październikowej. Później w miarę potrzeb bieżącej walki politycznej czyścił historię z niesłusznych rewolucjonistów. Stał się prekursorem usuwania z archiwalnych zdjęć niewygodnych już uczestników wydarzeń.
Od kilkudziesięciu lat podobną politykę realizują Niemcy. Oczywiście oficjalnie żaden z niemieckich kanclerzy o niczym nie wie. Po cichu sprzyjają jednak dopisywaniu Polaków do zbrodni na Żydach czy okrucieństw niemieckich żołnierzy. To właśnie szefowie niemieckich „demokratycznych" tajnych służb wymyślili w 1956 r., aby popularyzować termin „polskie obozy koncentracyjne". Akcja okazała się sukcesem. Dziś coraz częściej dziennikarze na świecie, urodzeni wiele lat po wojnie, używają tego terminu, nie mając świadomości, że fałszują historię.
Co więcej, Niemcom udało się powołać do życia nowe byty. Pozbawione narodowości plemiona nazistów i hitlerowców, na których konto zapisywane są niemieckie zbrodnie. Fakt, że fałszujący historię film został wyemitowany w publicznej niemieckiej telewizji, mówi sam za siebie. Ludzie nie odróżniają w tej sprawie fikcji od faktów. To sprawnie zrealizowany przekaz. Nie wiadomo, kto wywołał wojnę, nie wiadomo, kto rozpoczął okrucieństwa. Ale Polacy byli od Niemców gorsi. Jest w tym filmie scena, w której AK-owcy mogą uwolnić Żydów wiezionych do obozu zagłady (przez nazistów tudzież hitlerowców), ale tego nie robią.
„Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość. Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość" – pisał George Orwell w genialnym „Roku 1984".
Niemcy mają dziś ambicje mocarstwowe. Kłopoty z historią rozwiązują systemowym fałszowaniem przeszłości. Za kilka lat, gdy odejdą ostatni świadkowie ich zbrodni, nie będzie takie jasne, kto naprawdę rozpoczął II wojnę światową. Niemieckie fałszerstwa historyczne demaskuje Leszek Pietrzak, a Tomasz Urbaś w artykule „Euro zamiast czołgów" pokazuje, na czym zasadza się współczesny niemiecki imperializm. Dziś Niemcy zamiast czołgów mają euro. Na istnieniu tej waluty tylko oni zarabiają. Reszta krajów, które ją przyjęły, traci.
Długi greckie i hiszpańskie były żyrowane przez niemieckie banki, które dziś chcą, aby cała Europa zrzuciła się na ratowanie ich dłużników.
Nie do takiej Unii Europejskiej się zapisywaliśmy.