Reklama na receptę
Prawne zakazy reklamy uderzają w klienta, o którego nie mogą konkurować nowi przedsiębiorcy
Od kilku miesięcy trwa spór o promowanie się aptek. Od pierwszego stycznia 2012 r. aptekom nie wolno się reklamować ani prowadzić konkurencji. Nietrudno przewidzieć, kto za to płaci. „Pani płaci, pan płaci, społeczeństwo płaci" – mówił jeden z bohaterów „Rejsu" Marka Piwowskiego. Za brak konkurencji płacimy w formie wyższych cen.
Przeciwnikiem konkurencji jest Naczelna Rada Aptekarska, samorząd zrzeszający aptekarzy. Jak każda korporacja zawodowa (podobnie jak prawnicze) NRA robi wszystko, aby ograniczyć konkurencję. – Obywatel ma konstytucyjne prawo do informacji. Urzędnicy mają złe mniemanie o Polakach, którzy mogą dziś wybierać prezydenta, a nie mogą wybrać tańszych i lepszych leków – komentuje Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Jego zdaniem beneficjentami zakazów są duże firmy, które nie chcą walczyć o klienta, chcą jedynie uniemożliwić mniejszym przedsiębiorcom „podgryzanie" ich obecnej pozycji. – Będzie drożej, gorzej, bo bez wyboru – podsumowuje Sadowski.
Szkodliwa interpretacja
Apteki „Dbam o zdrowie" (DOZ) musiały się wycofać z partnerskich programów dla klientów. – Do zamknięcia programów zmusiła nas narastająca fala decyzji inspektorów farmaceutycznych, a ostatecznie wyroki Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, które uznały, że nasze programy dla pacjentów są niedozwoloną reklamą aptek – informuje Aleksandra Paczkowska, prezes DOZ. – Nie zgadzamy się z taką interpretacją prawa, dlatego od każdej z tych decyzji się odwołujemy. Uznaliśmy jednak, że programy należy zawiesić, by nie narażać naszych farmaceutów na stres – ta sytuacja nie jest bowiem dla nich komfortowa – dodaje Paczkowska.
Spór trwa już od blisko roku, ale obecnie wyroki WSA sprawiły, że DOZ wstrzymują budowanie relacji klient – sprzedawca kluczowej dla każdego biznesu. Z programu korzystało aż 2 mln Polaków. I nic dziwnego, bo dawał możliwość tańszych zakupów. Blisko 4 na 10 Polaków nie wykupuje lekarstw, bo ich na to nie stać. W wypadku 31 proc. Polaków farmaceuci nie informują klientów, że istnieją tańsze zamienniki drogich markowych lekarstw o tym samym działaniu. Dotyczy to nie tylko leków na receptę (tzw. generyków). Na przykład 1000 mg kwasu acetylosalicylowego w 10-tabletkowym opakowaniu dawka aspiryny kosztuje 1,44 zł, czyli trzy razy więcej niż kopiryna, a jest to dokładnie taka sama substancja. Aspiryna jest silniejszą marką i nie ma możliwości informowania, że oba produkty są tak naprawdę identyczne. Beneficjentem tej regulacji o zakazie reklamy będzie więc koncern, który już ma wypromowane marki lekarstw.
Prezes NRA w liście do ministerstwa „oskarżał" DOZ właśnie o to, że wykorzystując program lojalnościowy, oferuje niższe ceny i jest to „nagroda za zakupy w aptekach DOZ". A zdaniem NRA takie działanie jest obejściem ustawy zakazującej reklamy aptek. Co ciekawe, Ministerstwo Zdrowia przystało na tę niekorzystną dla pacjentów interpretację ustawy. „Wskazywane przez Izbę działania spółki DOZ mające, w ocenie resortu, de facto charakter programów lojalnościowo-rabatowych, mogą stanowić próbę obejścia przepisów ustawy – Prawo farmaceutyczne oraz ustawy o refundacji leków" – napisał Artur Fałek, dyrektor Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji. Podanie tego pisma do wiadomości opinii publicznej miało negatywne konsekwencje dla obrony praw pacjentów do niższych cen lekarstw. Co ciekawe, Departament Polityki Lekowej i Farmacji nie zajmuje się interpretowaniem prawa w tym zakresie. Działalność tego typu była ewidentnym sygnałem, że Ministerstwo Zdrowia wspiera NRA w walce o ograniczenie konkurencji cenowej na rynku lekarstw. Z badań TNS OBOP wynika, że takiej konkurencji chce aż 81 proc. Polaków.
Niechciana konkurencja
Ponad 10 lat temu lobby farmaceutyczne forsowało plany wprowadzenia prawa, według którego tylko farmaceuta mógłby być właścicielem apteki. Chodziło o zahamowanie powstawania nowych aptek, a także ograniczenie możliwości konkurowania już istniejącym. Tamten zakaz po długich bojach upadł. Ale przez długi czas miał realne szanse na zaistnienie. Tak jakby tylko piekarz mógł być właścicielem piekarni. Wówczas jednak rozpoczęto ograniczanie prawa do konkurowania reklamą i ceną, tak aby ograniczyć możliwość wypromowania się nowych podmiotów, na przykład dużych sieci aptek. W efekcie reklamy np. środków przeciwbólowych mogą być w sklepie spożywczym, ale już nie w aptece.