Ile razy można zjeść Hannibala
Już 10 kwietnia o 22.00 stacja AXN pokaże pierwszy odcinek wyprodukowanego przez siebie serialu „Hannibal”
I stało się. W dobie coraz wyraźniejszej dominacji seriali telewizyjnych nad popularnymi propozycjami kinowymi, zarówno na poziomie konstrukcji fabuły, jak i realizacji, co kilka miesięcy dowiadujemy się, że na małym ekranie wkrótce pojawi się nowy tytuł, a jego twórcy bez najmniejszych kompleksów sięgają do kanonu literatury i filmu rozrywkowego.
Tym razem pomysł wyszedł spod pióra Bryana Fullera, scenarzysty dobrze znanego miłośnikom telewizyjnych uniwersów fantastycznych. Fuller i jego pracodawcy zapewnili sobie współpracę samego Thomasa Harrisa, którego nazwisko jest tu jak najbardziej na miejscu i nadaje przedsięwzięciu odpowiedniego prestiżu. W rolach głównych obsadzeni zostali – zgodnie z obowiązującymi od lat regułami gatunku – aktorzy doświadczeni i charyzmatyczni, ale nie gwiazdorzy, którzy za wszelką cenę staraliby się skoncentrować uwagę widowni wyłącznie na sobie. „Bogowie planu filmowego" zasiadający na fotelu reżyserskim będą się zmieniać, aby produkcja zachowała dynamikę i świeżość.
Dancy kontra Mikkelsen
W serialowym „Hannibalu" pierwszoplanowe postacie kreują Anglik Hugh Dancy jako agent Will Graham oraz nieco diaboliczny Mads Mikkelsen (w roli dr. Hannibala Lectera), znany koneserom bezkompromisowego kina aktor duński. Ujawniony dotychczas skład ekipy reżyserskiej obejmuje zaś m. in.: Anglika Davida Slade'a, Meksykanina Guillermo Navarro i Australijczyka Michaela Rymera, odpowiedzialnego za uwspółcześnioną wizję klasycznej opowieści SF „Battlestar Galactica". Warto przy tym dodać, że pierwsze odcinki kręcono w Kanadzie. Aspiracje Kanadyjczyków dotyczące zajęcia pozycji lidera co najmniej na północnoamerykańskim, a może nawet na światowym rynku seriali są powszechnie znane i ich udział w tworzeniu kolejnych znaczących produkcji tylko je potwierdza.
Najważniejszy jest jednak wybór bohatera i tematu. Otóż źródłem inspiracji dla realizatorów opisywanego serialu jest wielowątkowa i obarczona już równie enigmatycznym, jak niezręcznym językowo epitetem „kultowa" historia doktora Hannibala Lectera, arcypsychopaty i seryjnego mordercy, wśród fikcyjnych reprezentantów swojej kategorii u zmierzchu XX stulecia zajmującego bardzo wysokie i w tej chwili raczej niezagrożone miejsce. Tu rodzi się pewien niepokój. Lecter to konstrukcja niemal podręcznikowo antyserialowa. Atmosferę grozy, jaka go otacza, buduje modulacja czasu, wyrafinowane i w gruncie rzeczy obsesyjne skupienie się na szczegółach, statyczna narracja. Oblicze bestii wyłania się z fragmentów, gwałt i gwałtowność działania ustępują miejsca demonicznej celebracji zła podanej w formie szokującej karykatury przeżycia estetycznego. To nie są po prostu środki wyrazu właściwe serialowi, który musi się streszczać i spieszyć, a na dalszy ciąg każe nam czekać do przyszłego tygodnia (nie mówiąc już o przerwach na reklamy, w tym przypadku najwłaściwsze byłyby te popularyzujące środki na wspomaganie przeciążonej wątroby).
Czy zatem serial jest w stanie udźwignąć ciężar tak specyficznej poetyki? Za wcześnie jest, by odpowiadać na to pytanie. Dopiero dociera do widzów przed małym ekranem otwarcie pierwszego sezonu, producenci zapowiadają na razie tylko jeden, nie przesadzają z dalekosiężnymi obietnicami i czekają na reakcje odbiorców i krytyki. Nie zapominajmy jednak, że serial, w odróżnieniu od rozbudowanego w szereg sequeli i prequeli filmu pełnometrażowego, posiada rzadką umiejętność uczenia się na własnych błędach – często bywa tak, że następne sezony są zwyczajnie lepsze i bardziej dojrzałe niż początek. A skoro wiążące oceny zostaną sformułowane dopiero za jakiś czas i skoro mowa o początku, zajrzyjmy do zmyślonej i medialnej biografii Hannibala Lectera.
Jak narodził się Lecter
Zaczynało się właściwie szablonowo, by nie rzec – banalnie. Thomas Harris, mól książkowy i introwertyk z prowincjonalnego miasta na południu Stanów Zjednoczonych, podejmuje studia filologiczne na Uniwersytecie Baylor w Teksasie. Każdy szanujący się student w dowolnie wybranym punkcie czasoprzestrzeni cierpi na permanentny brak funduszy – Harris nie jest tu wyjątkiem, podejmuje więc pracę w lokalnej gazecie jako całodobowy reporter kroniki kryminalnej. Tutaj zgłębia tajemnice warsztatu, uczy się precyzji w formułowaniu myśli, a przede wszystkim ma kontakt ze zbrodnią – w jej postaci czystej, nieprzetrawionej i uładzonej przez media. Już wtedy chyba odkrywa w sobie pasję pisarską. Po studiach jednak kontynuuje swoją przygodę z prasą, tym razem już w Nowym Jorku. Dopiero po sześciu latach, w 1974 r., przystępuje do pisania swej pierwszej powieści. „Czarna Niedziela", sensacyjna fabuła o ataku terrorystycznym na ważny obiekt na terytorium USA podczas jeszcze ważniejszego wydarzenia sportowego, stanowiącego jeden ze składników amerykańskiego sacrum, ukazała się w 1975 r., a jej autor nie krył, że bezpośredniego impulsu do jej napisania dostarczył atak Palestyńczyków na wioskę olimpijską w Monachium w 1972 r., który był wstrząsem dla całego zachodniego świata i otwierał nowy rozdział w dziejach globalnego terroryzmu.