Literatura symfoniczna
Jaume Cabré, mimo że opublikował już 12 powieści, w Polsce – poza wąskim gronem specjalistów – w ogóle nie był znany.
Jaume Cabré,
Wyznaję,
Wyd. Marginesy
Ba! Nie cieszył się specjalną popularnością w Hiszpanii, zwłaszcza w jej kastylijskojęzycznej części. Bo Cabré to Katalończyk. Wcześniej jego twórczość doceniono w Niemczech (pół miliona sprzedanych książek!) i we Francji, posypały się nagrody. Nic dziwnego: to ojczyzny filozofów i koneserów sztuki (choć – niestety – nie tylko, ale o tym za chwilę). I jeszcze jedna ważna informacja: pisarz uczył się gry na skrzypcach i jest melomanem. To konstytuuje jego powieść, którą czyta się/słucha niczym monumentalną symfonię (polskie wydanie liczy – bagatela – blisko 800 stron). Przy lekturze tej książki nie da się pochrupać paluszków czy popijać kawki.
„Wyznaję" wymaga od czytelnika pełnego skupienia z powodu swej formy, a treść nie pozwala na jej „połykanie". Tu nie ma „nudnych opisów", które można pominąć. Często bowiem dialogi zapisane są bez znaków przestankowych; tak, że zaciera się granica pomiędzy mówiącymi. Gorzej – rozmowy toczą ze sobą postaci z odległych wieków. Początkowo można czuć dyskomfort z powodu natłoku wątków/dźwięków. Ale by wybrzmiały, musimy poznać wszystkie motywy, które – niczym w muzyce – przeplatają się ze sobą, nawarstwiają. Forma doskonale współgra z zawartą w niej treścią.
Powieść jest listem, pełnym dygresji, wyznaniem win wobec ukochanej i... wobec ludzkości; wyznaniem miłości w połączeniu z aktem spowiedzi. Kto się tego podejmuje? Adrian Arde'vol: erudyta władający kilkunastoma językami, historyk idei, filozof, wykładowca, kolekcjoner rękopisów, koneser sztuki i niespełniony wirtuoz. Dlaczego niespełniony? Oddajmy głos piszącemu list: „przyjście na świat w tej rodzinie było niewybaczalnym błędem". Ojciec Adriana prowadził antykwariat, gromadził – nie zawsze legalnie – wyjątkowe okazy. Niestety, syna jedynaka również traktował jak cenny okaz. Ale najcenniejszym z nich były skrzypce Storioniego z 1764 r. Ten instrument będzie w powieści grał – nomen omen – pierwsze skrzypce.
Ale sięgniemy znacznie głębiej – aż po wiek XV, do czasów Świętej Inkwizycji. Nie bez powodu: Cabré w „Wyznaję" snuje bowiem rozważania na temat istoty zła. Zrównuje (również za pomocą środków stylistyczno-formalnych) okrucieństwo inkwizytorów i nazistów. W powieści, niczym bolesny, uwierający cierń, powraca zdanie: „Zabierz stąd to ścierwo". Człowiek, istota myśląca i czująca, zostaje sprowadzony do poziomu padliny, mięsa armatniego, królika doświadczalnego. Dlaczego? Warum? – to pytanie zadaje 7-letnia Żydówka, na której – jak na wielu innych – przeprowadzano nieludzkie, śmiertelne eksperymenty w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Tortury, palenie na stosie, komory gazowe i piece krematoryjne – machiny śmierci. A to wszystko w imię Boga, w imię idei. Fanatyzm i fundamentalizm wyzwala w ludziach zło, które jest nieczułe na ludzkie cierpienie, na cierpienie jednostki. Wyrzuty sumienia dopadają nielicznych, nielicznych też dosięga karzące ramię sprawiedliwości. Lecz Adrian płaci wysoką cenę za swe poczucie wyższości, za powierzchowność uczuć wobec ludzi, przy jednoczesnym uwielbieniu dla sztuki słowa i wiedzy – na starość zostanie mu to odebrane...
Trwamy, mimo że „Od tylu wieków okrucieństwo jest wszechobecne, że historia ludzkości byłaby historią niemożności tworzenia poezji »po«", jednak prawdę „może przekazać tylko sztuka; literacka sztuczność, która jest najbliżej przeżytego doświadczenia (...) stąd się bierze siła i wytrwałość woli estetycznej w historii ludzkości".
Lektura „Wyznaję", wysłuchanie tej symfonii do ostatniej nuty, porusza w czytelniku najczulsze struny. Wysokie C! C-moll.