Żydowska walka o pamięć
Na placu Muranowskim po wybuchu powstania w getcie zawisły dwie flagi: polska i żydowska – jako symbol wspólnej walki
Za kilka dni będziemy obchodzili kolejną rocznicę powstania w warszawskim getcie, które wybuchło 19 kwietnia 1943 r. W tym roku z racji jego okrągłej, 70. rocznicy obchody będą szczególnie bogate w wydarzenia i okolicznościowe imprezy i potrwają aż do 16 maja, kiedy to nastąpił tragiczny koniec walk i finał całej akcji likwidacyjnej warszawskiego getta. Główne obchody zaplanowano jak co roku na 19 kwietnia pod pomnikiem Bohaterów Getta. Wiele wskazuje na to, że w tym razem będą miały one znacznie szerszy oddźwięk, niż bywało to przy okazji wcześniejszych rocznic. Niezależnie jednak od rezonansu, jaki wywołają, historia żydowskiego powstania w Warszawie będzie nadal czekała na własne miejsce, gdzie mogłaby zostać właściwie upamiętniona, tak jak stało się to kilka lat temu w przypadku powstania warszawskiego i poświęconego mu muzeum. Być może stanie się to już niebawem w ramach ekspozycji budowanego od kilku lat Muzeum Żydów Polskich, który to projekt został uruchomiony z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Tylko czy historia żydowskiego zrywu zostanie pokazana zgodnie z faktami historycznymi? Tego dzisiaj nie możemy być pewni. Historia powstania w warszawskim getcie została zakłamana, a jego dzisiejszy obraz nie odpowiada historycznym faktom. W znacznej mierze jest to pokłosie silnego konfliktu wśród żydowskich ugrupowań, jakie działały na scenie politycznej przedwojennej Polski. W konflikcie tym nie chodziło wyłącznie o odmienny stosunek do idei budowy żydowskiego państwa w Palestynie, ale również o stosunek do komunizmu. Stało się tak z wielu powodów. Ale jeden z nich jest kluczowy.
Powstanie oczami lewicy Spośród kilkuset walczących w powstaniu żydowskich bojowników przeżyło kilkudziesięciu. W większości byli to członkowie Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB), która była jedną z dwóch konspiracyjnych organizacji działających w warszawskim getcie. Wśród ocalonych był m.in. Marek Edelman, który przed wojną należał do żydowskiego, socjalistycznego Bundu, partii mocno nawiązującej do ideologii marksistowskiej. Bundowcy deklarowali konieczność autonomii dla Żydów w ramach państwa polskiego i stanowczo sprzeciwiali się syjonistom i wszystkim religijnym Żydom, którzy opowiadali się za ideą utworzenia własnego żydowskiego państwa w Palestynie. To właśnie Bund w czasie okupacji stworzył w getcie Żydowską Organizacje Bojową liczącą około 200 bojowników. Jednak do czasu wybuchu powstania ŻOB nie podejmował żadnych akcji przeciwko Niemcom i skupiał się jedynie na budowaniu politycznych wpływów wśród ludności getta. Zresztą nie dysponował wcześniej ani wystarczającą ilością broni, ani odpowiednio przeszkolona kadrą, aby podjąć walkę. Dopiero z chwilą wybuchu powstania bojowcy ŻOB włączyli się do walki z Niemcami. Bohaterska śmierć Anielewicza w jednym z ostatnich powstańczych bunkrów przesłoniła fakt, że już drugiego dnia powstania przeszedł on osobiste załamanie i czasowo nie był w stanie dowodzić walką. Po śmierci Anielewicza dowództwo ŻOB przejął Marek Edelman, któremu udało się przeżyć nie tylko powstanie w getcie, lecz także powstanie warszawskie. To on, zostawszy po wojnie w kraju, stał się żywym symbolem żydowskiej walki z Niemcami. To przede wszystkim jego relacje i wspomnienia przyczyniły się do napisania takiej, a nie innej historii żydowskiego powstania. Edelman uparcie twierdził, że ŻOB był w zasadzie jedyną organizacją zbrojną w warszawskim getcie i to na nim spoczywał cały ciężar powstańczych walk. W relacjach Edelmana, jeśli już pojawiał się wątek innej organizacji – Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW), to zazwyczaj jako organizacji marginalnej, faszystowskiej, która nie miała nawet pieniędzy na prowadzenie skutecznych działań. Edelman w licznych książkach i relacjach mówił wprost: „To my, bundowcy, byliśmy jedyną organizacją polityczną mającą pieniądze" i „to my byliśmy prawdziwą władzą w getcie". Wersję Edelmana potwierdzali również koledzy Edelmana z ŻOB, którym podobnie jak jemu udało się przeżyć wojnę, m.in. dwoje innych przywódców ŻOB – Antek Cukierman oraz Cywia Lubetkin. Ich opowieść o powstaniu, jaką przedstawili w Izraelu, również była jednostronna.