
Think tank Kiszczaka
Biuro Studiów MSW liczyło około 100 najinteligentniejszych esbeków. Wszystko wskazuje na to, że właśnie oni przygotowali operację „Okrągły Stół”
To jedna z najbardziej tajemniczych formacji upadającej PRL. Oficjalnie powołana 1 czerwca 1982 r., pół roku po wprowadzeniu stanu wojennego. Inicjatorem stworzenia Biura Studiów MSW był gen. Władysław Ciastoń, szef Służby Bezpieczeństwa i domniemany inicjator zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki. Do pracy tam ściągnięto najlepszych funkcjonariuszy z centrali i terenu. Mieli się zająć rozpracowaniem najważniejszych działaczy zdelegalizowanej po 13 grudnia 1981 r. „Solidarności", w tym samego Lecha Wałęsy, któremu biuro zawsze poświęcało wiele uwagi. Esbecy zajmowali się również dezinformacją i wszelkiego rodzaju grami operacyjnymi. Miały osłabić społeczny opór. Przejęli od swoich kolegów najskuteczniejszą agenturę. Końcówka podsłuchu w mieszkaniach osób inwigilowanych znajdowała się na biurku szefa biura płk. Władysława Kucy. Esbecką supergrupą kierował przez ponad dwa lata, potem zastąpił go płk Adam Malik. Co ciekawe, materiałów na temat Biura Studiów MSW jest jak na lekarstwo. Zostało rozwiązane jesienią 1989 r., gdy premierem był Tadeusz Mazowiecki, a szefem MSW Czesław Kiszczak. Wcześniej jednak spalono 90 proc. jego dokumentów.
Taka jest naga prawda
Jedna z najbardziej wyrafinowanych operacji przeprowadzonych przez esbeków z elitarnej grupy nosiła kryptonim „Tęcza". Chodziło o to, by skłócić działaczy podziemnej „Solidarności" i ograniczyć wpływy Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej – zakonspirowanej władzy związku, której liderami byli Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Władysław Hardek i Bogdan Lis. Funkcjonariusze wpadli na pomysł, by stworzyć własne ciało, które nazwali Międzyregionalną Komisją Obrony NSZZ „Solidarność". Działali w niej mniej znani związkowcy z dużych regionów. Jak napisał historyk IPN Przemysław Zwiernik, analizując poznańskie wątki operacji „Tęcza", MKO od początku była przyjmowana nieufnie przez podziemnych działaczy. Niektórzy z nich podejrzewali, że może być tworem komunistycznych władz. Jeden z tajnych współpracowników SB donosił, że kolega z Gorzowa „jest przeze mnie przekonany, że twórcą MKO jest kościół, ale dopuszcza wszelkie możliwości z działaniem SB i wywiadu radzieckiego".
Powodem wątpliwości podejrzliwego konspiratora był fakt, że MKO dysponowała poważnymi środkami, a w jej działania była zaangażowana i wspierała je duża grupa osób. By podnieść wiarygodność swojej „opozycji", funkcjonariusze Biura Studiów zaczęli nawet redagować rzekomo nielegalne pismo „Bez dyktatu". Publikowali w nim mętne i skomplikowane wywody o sytuacji gospodarczej kraju. Tworzyli tezy do dyskusji na temat przyszłości NSZZ „Solidarność". W iście diaboliczny sposób krytykowali juntę Jaruzelskiego, pisząc m.in. w listopadzie 1982 r., że „władza swą siłę opiera na milicji i wojsku. Taka jest naga prawda, którą rozumiemy wszyscy". Nie da się ukryć, że autorzy tekstu – funkcjonariusze SB z Rakowieckiej – tę prawdę rozumieć musieli chyba najlepiej.
Rywalizujący z TKK i manipulowani przez esbeków działacze z MKO niezbyt długo prowadzili grę o rząd dusz w podziemiu. W lipcu 1983 r., niespełna rok po rozpoczęciu operacji „Tęcza", ujawnili się w ramach amnestii. Musiało minąć kilkanaście kolejnych lat, by historycy nie mieli wątpliwości, że MKO była ciałem całkowicie kontrolowanym przez Służbę Bezpieczeństwa. Swój żywot zakończyło też pismo „Bez dyktatu". Dumnie brzmiące motto z winiety „Powstaliśmy – jesteśmy – będziemy" nabrało szczególnie ironicznej wymowy.
„Grażyna" zwalnia Kucę
Operacją, w którą Biuro Studiów zaangażowało poważne siły i środki, był „Ambasador". Chodziło o przekazanie ambasadorowi Norwegii w Warszawie materiałów kompromitujących Lecha Wałęsę. Dyplomacie dostarczono donosy TW „Bolka" oraz pokwitowanie na kilkaset złotych, które donosiciel miał otrzymać od funkcjonariusza SB. Podobne dokumenty trafiły również do członków komitetu Pokojowej Nagrody Nobla w 1982 r. Dzisiaj wiadomo, że Wałęsa był murowanym faworytem. Prawdopodobnie jednak manipulacje i prowokacje przygotowane przez podopiecznych płk. Kucy sprawiły, że Nobla dostał dopiero rok później. Operacja „Ambasador" pokazała, że SB potrafi działać skutecznie. W kręgach resortowych została uznana za wielki sukces Biura Studiów. Esbecy przygotowali również głośną w całym kraju akcję ze spreparowaną rozmową braci Lecha i Stanisława Wałęsów. Program zatytułowany „Rozmowa braci" miał zrujnować wizerunek lidera opozycji, przedstawiając Wałęsę jako człowieka prymitywnego, bezideowego i chciwego na pieniądze. Spreparowany materiał pokazała TVP, a osobiście nadzorował go słynny redaktor Marek Barański, zawsze blisko współpracujący z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa. Niezwykle istotną rolę w działaniach wobec Wałęsy odegrał Eligiusz Naszkowski. To najwyżej uplasowany w hierarchii „Solidarności" agent SB (ps. Grażyna), później również oficer Biura Studiów MSW. Był szefem związku regionu pilskiego, członkiem władz krajowych „Solidarności". Do chwili ogłoszenia stanu wojennego pomagał esbekom rozpracowywać swoich kolegów, później został internowany dla niepoznaki. Wyszedł na wolność pod koniec 1981 r., a latem następnego roku został oficerem SB. Fałszywka „Rozmowa braci" to w dużej mierze jego dzieło. Do Biura Studiów MSW Naszkowski trafił z rekomendacji płk. Władysława Kucy – jak się okazało, na jego zgubę. W październiku miał zostać sekretarzem ambasady PRL w Mongolii, ale kilka dni wcześniej uciekł do Berlina Zachodniego. W wywiadach dla niemieckich gazet zaczął opowiadać o kulisach swojej pracy w SB, choć wielu badaczy uważa, że jego opowieści miały niewiele wspólnego z rzeczywistością. Ta jednak zaskrzeczała w gabinetach resortowych na Rakowieckiej. Funkcję szefa Biura Studiów stracił Władysław Kuca. – Nie da się ukryć, że karierę złamał mu Naszkowski. Uznano, że rekomendując obecnego uciekiniera do SB, płk Kuca się skompromitował. Dlatego musiał odejść – przyznaje prof. Antoni Dudek, autor „Historii politycznej Polski 1989–2012".