Najnowsza interwencja Uważam Rze

Felietony

Rewolucja ante portas?

Andrzej Urbański

Wrogiem rewolucji zawsze są stare, reżimowe elity. Zakochane w sobie, przekonane o swojej niezbędności

Kryzys, który nęka Europę i coraz śmielej wkracza do Polski, nie ma już nic wspólnego z postkomunizmem, walką „Solidarności" i sporami po 1989 r., jakie dręczyły naszą scenę polityczną. To autentyczne dziecko neoliberalizmu, czyli pewnej formy, w jaką wyewoluował kapitalizm z przeróżnych przyczyn, ale jedną z nich był na pewno gwałtowny rozwój rynków finansowych, które zdominowały tradycyjną przedsiębiorczość i biznes skupiony na produkcji dóbr i usług. Finansowe gry, dzięki bańkom spekulacyjnym, okazały się wielokrotnie bardziej opłacalne dla graczy niż inwestycje w wytwarzanie jakichkolwiek dóbr. Najważniejszym dobrem stały się po prostu same pieniądze i nieprzypadkowo wielkie śledztwo zachodnich mediów przyniosło zapierającą dech wiedzę o 30 bln dolarów ukrytych w tajemniczych rajach podatkowych. I nie są to pieniądze mafii, ale szacownych obywateli, często z państw Unii dręczonych przez różne deficyty. Te biliony pokryłyby europejskie braki z naddatkiem.

Bez wroga w ogóle nie ma rewolucji, nawet tak cywilizowanej jak amerykańska walka o niepodległość. Bez Anglików i rojalistów Stany Zjednoczone nigdy by się nie narodziły

Związek między systemem zorganizowanego złodziejstwa (ukrywanie zysków przed podatkami) a kłopotami, w jakich znaleźli się obywatele Europy, nie wydaje się skomplikowany – wydrenowane budżety państw, życie na kredyt, wreszcie pozorny rozwój, który nie zasila państwowej kasy, nie spływa w dół i nie wzmacnia masowej konsumpcji. A jednocześnie coraz szerzej rozwarte nożyce między luksusem, w którym pławi się klasa wyższa, a stagnacją i brakiem perspektyw dla klasy średniej i jej wysłanego na bezrobocie strukturalne dorosłego potomstwa. Wszystko to dzieje się nie w tajemnicy, ale na globalnej scenie wielkiego medialnego spektaklu, więc każdy może zobaczyć, gdzie jest jego miejsce w piramidzie władzy i jej braku, bogactwa i biedy, pożądanego statusu i niemożności osiągnięcie czegokolwiek. Kryzys ujawnił to nowe rozwarstwienie społeczne z perwersyjną ostrością, ale politycy, którzy powinni się zająć szukaniem sposobów, jak uniknąć najgorszego scenariusza, „nie rozumieją, że siedzą na krawędzi wulkanu".

To opinia Marcina Króla. W tekście „Widmo rewolucji na horyzoncie" stawia mocną tezę: „Klasa średnia daje impuls do rewolucji. Gdy się jej zablokuje możliwości awansu społecznego", bowiem „Tak było w przypadku wszystkich rewolucji...". I dodaje: „Rewolucja nigdy nie dokonuje się w imię – na przykład – polepszenia nadzoru bankowego, lecz w imię tego, że już tak dalej żyć się nie daje. Rewolucja – w całkowitym przeciwieństwie do codziennej walki partii politycznych – nie posługuje się językiem politycznym. Rewolucja krzyczy, a krzyk zawsze jest niezborny, chociaż może nagle zostać powszechnie usłyszany".

W optyce Króla to, co się dzieje, przypomina starcie wielkich struktur, które przestały do siebie pasować, drą ze sobą koty i jak stare małżeństwo marzą już o rozwodzie. Mam nad nim tę przewagę, że ja wraz z licznym gronem już jedną rewolucję zrobiłem. I zapewniam go, że w praktyce jest zupełnie inaczej. Kluczowa zawsze jest wzbierająca nienawiść do wroga. Bez wroga w ogóle nie ma rewolucji, nawet tak cywilizowanej jak amerykańska walka o niepodległość. Bez Anglików i rojalistów, ich bezeceństw, głupoty i okrucieństwa, Stany Zjednoczone nigdy by się nie narodziły.

Nienawiść to najważniejsze paliwo, bez którego zamiast rewolucji mamy do czynienia co najwyżej z anarchistycznym buntem. I nie mówię o nienawiści do struktur, one są bowiem zawsze abstrakcyjne, ale do ludzi, konkretnych, jak spekulanci zarządzający głodem, arystokraci czy katolicy, których chciał się pozbyć z Anglii Cromwell.

Wróg zazwyczaj wcale nie chce być wrogiem. Sam siebie oszukuje, że jest niewinny i społecznie pożyteczny, dobrze służy bliźnim i bez niego w ogóle państwo istnieć nie może. Co jest zrozumiałe, bo wrogiem rewolucji zawsze są stare, reżimowe elity. Zapatrzone w siebie i zakochane w sobie, przekonane o swojej niezbędności i niedostrzegające, że – jak pisze Ryszard Bugaj – ich alienacja „przejawia się głównie w coraz bardziej widocznym lekceważeniu aspiracji dużych grup społecznych". Nie dostrzegają więc, że w masowym odbiorze istnieje jednak jakiś związek między wywiezionymi na Kajmany milionami a recesją, stagnacją i bezrobociem. I że dla klasy średniej rosnąca lawinowo świadomość strukturalnej nierówności to doświadczenie bolesne, szokujące i powodujące narodziny złości. Jej zaś nie da się w nieskończoność kumulować ani rozbrajać kolejnymi zastępczymi tematami albo rozmowami na kozetce u Kuby Wojewódzkiego.

Poprzednia
1 2

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Intermedia

• MYŚLI I SŁOWA • BEATA SZYDŁO